Gdzie wam lepiej zdefiniują słowo „rel” niż w kraju Czesława Niemena? Gdzie tak dobrze zademonstrują wam na przykładzie tendencję do skrótowości w języku? W końcu cały pierwszy wers piosenki „Sen o Warszawie” – „Mam tak samo jak ty” – dałoby się dziś zapisać w formie trzyliterowego słowa: rel. Ten wers to właśnie jego najlepsza definicja. Rel – od ang. relatable albo relate – oznacza identyfikowanie się z jakimś wyrażonym w danej rozmowie poglądem, podpisywanie się pod czyimś poglądem (podobnie jak dopisywane w komentarzu „+1”), wczuwanie się w czyjąś sytuację, a czasem po prostu zgodę lub potwierdzenie. Gdy ktoś opublikuje na forum zdanie „Chciałbym kogoś poznać”, odpowiedź „rel” wskazuje na to, że odpowiadający jest w tej samej sytuacji. A gdy ktoś opublikuje mema, rzucając: „Rel czy nie rel?”, to chodzi mu zapewne o wywołanie dyskusji na temat tego, czy inni się z nim identyfikują.
W ciągu kilku lat poznali to słowo niemal wszyscy polscy użytkownicy mediów społecznościowych. I zaczęli tworzyć nowe formy – choćby czasownik „relować”. Kiedy zaczął się poprzedni rok szkolny, na TikToku ktoś wrzucił filmik z jakiegoś szaleńczego wyścigu z dopiskiem: „Ja 5 września, biegnąc po ostatnią ławkę”. Jeden z komentarzy brzmiał „reluję”. Bo wiadomo: w wyścigu po ostatnią ławkę zawsze bierze udział więcej osób, niż jest się w stanie w niej zmieścić. Są problemy z deklinacją. Relować można „do czegoś” („reluję do tego chłopa” pod ubranym w legginsy piłkarzem w jesiennej rundzie Ekstraklasy) albo „z czymś” („reluję z tym tekstem” pod piosenką Ralpha Kaminskiego) – na razie jeszcze jako społeczeństwo nie wynegocjowaliśmy jedynej właściwej formy.