Kobieca klątwa K2
Kobieca klątwa K2. Na szczycie stanęło ich pięć. Wszystkie szybko zginęły
Jednym z pytań, jakie najczęściej dostaję po swojej wyprawie na K2 latem 2022 r., jest to, czy się bałam. Pewnie, że tak. Druga co do wysokości góra świata jest nie tylko dużo trudniejsza niż Mount Everest (na nim byłam dziewięć lat wcześniej), ale też bardziej niebezpieczna. W całej historii himalaizmu na Everest odnotowano 11 341 wejść, podczas gdy na K2 zaledwie 516, przy czym 93 wspinających się na nią śmiałków swoje marzenia przypłaciło życiem. Świadomość tzw. kobiecej klątwy K2 też nie pomagała.
O co chodzi? Otóż w ciągu 50 lat od pierwszego wejścia na K2 na szczycie stanęło jedynie pięć kobiet i wszystkie szybko zginęły. Trzy z nich straciły życie, wracając z ataku szczytowego, dwie (w tym nasza Wanda Rutkiewicz) na innych ośmiotysięcznikach. Trudno się dziwić, że zaczęto mówić, że K2 nie lubi kobiet i że panie, które staną na tym szczycie, długo nie pożyją.
K2 to góra stroma, wymagająca kondycji, doświadczenia wspinaczkowego, jak i mocnej psychiki. Na dodatek lato 2022 r. okazało się szczególnie ciepłe, z efektami w postaci nie tylko pojawiania się w bazie motyli (na wysokości 5000 m, przyrodnicza anomalia!), ale też wytapiania się pokrywającego skały lodu i w rezultacie – notorycznie spadających z góry kamieni. Przypominało to rosyjską ruletkę, bo trudno było przewidzieć, jaki tor lotu przyjmie skalny odłamek.
Zagrożeniem na K2 są też lawiny, szczeliny oraz pozostawione na trasie stare liny. Patrząc na ich zwoje, trudno zdecydować, w którą się wpiąć – kolorystycznie się nie różnią, bo te stare przez szorowanie w śniegu są „wyprane” i kuszą mylącą bielą. Tyle że zawsze jest ryzyko, że stara lina może być gdzieś przetarta albo przecięta przez spadający kamień. Wracając z ataku szczytowego, wpięłam się przy zjeździe w taką właśnie poręczówkę.