Jak wytknąć komuś odklejenie od rzeczywistości, nie używając tyleż mocnych, co mocno przestarzałych słów, jak wariat, debil czy idiota? Może tak, jak internauci skomentowali wypowiedź pewnego youtubera, w której nazwał młodzież biorącą antydepresanty ćpunami oraz utrzymywał, że przygodny seks to nic niebezpiecznego, pod warunkiem że się go nie uprawia ze „starymi babami” po... 25. roku życia. „Ale psychookaz” – brzmiał jeden z łagodniejszych komentarzy, a samo słowo wydaje się przebojem ostatnich miesięcy. Pojawiało się w kampanii wyborczej, „niezłym psychookazem” okazał się także polityk skrajnej prawicy, który zdaniem internautów pozował na obrońcę praw człowieka. „Miałem kiedyś znajomego, który słuchał Kaczmarskiego nieironicznie. Niezły psychookaz” – wspominał ktoś inny. A o tegorocznej edycji Konkursu Piosenki Eurowizji można było przeczytać: „Eurowizja to zawsze były psychookazy, ale w tym roku to już w ogóle. Chłop z Finlandii prawie z ch...em na wierzchu, nawiedzona baba z Irlandii, w Hiszpanii striptizerzy”.
Wcześniej słowo „psychookaz” pojawiało się w kontekstach futbolowych. Wymyślono je – jeśli wierzyć komentarzom – „dla takich ludzi jak zawodnicy Barcelony”. Kiedy pojawiły się plotki o przejęciu posady trenera Napoli przez Stefano Pioliego, można było przeczytać, że „albo jest wypalony i potrzebuje nowego projektu, albo jest jakimś niesamowitym psychookazem”, bo jego Milan wygląda jak „zespół po neuroleptykach”. Ciągle jesteśmy w kręgu leków i nietypowych zachowań. I wciąż daleko od czegoś, co byłoby jednoznaczną obelgą. Ktoś stwierdził nawet, że sam jest „ogromnym psychookazem”, bo nie może się zdecydować, czy woli Real czy Barcę.