Smash smażony
Graliście w „hot or not”? Teraz się mówi: „smash or pass”. Wyjaśniamy dlaczego
Kto nie zna gry w „hot or not”, ten pewnie dorastał jeszcze w XX w., nie zaglądał do mediów społecznościowych albo żyje pod kamieniem. Ta dość brutalna towarzyska zabawa polega na przeglądaniu zdjęć różnych osób, ocenianiu ich atrakcyjności seksualnej i głosowaniu: ciacho lub nie. Wiele wariantów tego pomysłu przetoczyło się przez historię ludzkości, „hot or not” nie jest już najnowszym, aktualny to raczej „smash or pass” – w wolnym tłumaczeniu: zaliczał(a)bym lub odpuszczał(a)bym. Ocena jest zwykle czysto teoretyczna, a wskazania mają tryb warunkowy (chyba że ktoś jest monarchą absolutnym albo drapieżnym producentem filmowym w erze przed #MeToo). Smash zaczęło być zresztą popularnym określeniem nie tylko na atrakcyjną osobę, ale też po prostu na coś fajnego, atrakcję, nawet sukces. Bez związku z zabawnym słowem „smażone”, które też opisuje coś fajnego – ale już jako kalka znaczeniowa angielskiego fried.
Nawet w angielszczyźnie jest to wynalazek młody. Szukałem smash w nowym „Angielsko-polskim słowniku seksualizmów” Jacka Lewinsona (wyd. Kraina Książek, Wrocław 2024), cegle na ponad 1000 stron podsumowującej erotyczny dorobek kultury anglosaskiej, która (by strawestować Papcia Chmiela) zawstydzając, uczy, a ucząc, zawstydza. Znalazłem określenie butt smasher, co autor tłumaczy jako „zapchajdupa”, oraz smash mouth – tu już chodzi tylko o niewinne całusy.
Przy okazji jednak przeszperałem książkę Lewinsona pod kątem nowych erotycznych linijek z tekstów polskich raperów. Weźmy „Klub pełen dup, znów clap clap, potem tup tup” Kizo (z utworu z Deemzem „Lecę, bo chcę”). Otóż owo „clap”, jak czytam w słowniku, to wynalazek z początków XVII w.