Obrona suchoklatesa
Suchoklates: kto to taki? Na pewno spotkasz go na plaży. Objaśniamy nowe słowa
Tydzień temu było o Sokratesie, ale z jego filozofią coraz trudniej się spotkać w życiu codziennym, w szczególności na wakacjach. Nawet jeśli ruszymy do Grecji, to prawdopodobnie i tak trafimy w końcu na plażę, a na niej powita nas jakiś odległy potomek wielkiego myśliciela – suchoklates. Według definicji słownika Miejski.pl: „Osoba wychudzona, nieposiadająca żadnych mięśni klatki piersiowej”. W powszechnym użyciu to sposób bagatelizowania osób o skromnej muskulaturze. Właściwie bez względu na poglądy. Hasłem „suchoklates pospolity” komentowano w internecie zdjęcie lewicowego autora wkraczającego do środowiska walk MMA, ale podobnie – z mocną ironią – opisywano kibica, który w filmiku internetowym wygraża fanom drużyny przeciwnej. Czasem pojawia się w dyskusjach cień stereotypu – że ten suchoklates to młody, nieopierzony intelektualista, który czytał za dużo książek i nie zdążył przypakować. Tak by wynikało z twitterowej dyskusji, z której wyrwę drobny cytat: „Tam w sumie nic nie ma o niszczeniu cywilizacji, to raczej pseudointelektualne gdybanie jednego suchoklatesa nt. redukcjonizmu semantycznego”. Słychać to także w tekście Okiego „Dla ziomali”: „Słuchają mnie ci, którzy się kłują, i suchoklates/ Ci, co oddali życie garniturom, a kochają dres”.
Niewykluczone jednak, że część spośród suchoklatesów to świadomi outsiderzy, którzy odrzucili filozofię pogoni za imponującym ciałem, nie chcieli startować w tym samym wyścigu, co pakerzy, koksy i karki – przeciwieństwa suchoklatesa, opisywane zresztą często równie pejoratywnie. Co ważne, ten świadomy abnegat fitnessu nie jest osamotniony na końcu cywilizacyjnego wyścigu. Mamy w końcu słowo „plankton” – opisujące kogoś niedoświadczonego w danej dziedzinie, niekoniecznie (choć również) polityczne płotki – które poza organizmami wodnymi kojarzy się z Platonem.