Przegrać, czyli pokornie wygrać
Trochę pokory. Jak się wydostać z otchłani porażki i wrócić na dobrą drogę
W świecie owładniętym potrzebą perfekcjonizmu i osiągania sukcesów porażka nie cieszy się dobrą reputacją. Wywołuje dyskomfort, budzi złość, smutek, rozczarowuje. Kiedy nam się przytrafia, robimy wszystko, by jak najszybciej o niej zapomnieć, nie przeżywać towarzyszących jej emocji lub – idąc za radą licznych guru od samopomocy – przekuć ją w sukces. Wiele osób to właśnie porażka zapędza do gabinetu terapeuty. „Moje życie jest kompletnie nieudane”, „nic nie ma sensu” lub „nic nie jest warte takiego cierpienia” – mówią pacjenci w początkowej fazie terapii. Jednocześnie chętnie oczekują prostych rad i rozwiązań, które pozwolą uwolnić się od tych uczuć. Konfrontując tym samym terapeutę z potencjalną porażką, gdy ten takich rad nie ma na podorędziu. Bo rolą terapeuty – jak uważał choćby Jon Frederickson, autor książki „Współtworzenie zmiany. Skuteczne techniki terapii dynamicznej” – jest pomaganie pacjentowi zobaczyć, jak on sam wyrządza sobie krzywdę i w konsekwencji jedynie on sam może swoje cierpienie zakończyć.
Co takiego może pomóc wyjść z otchłani porażki i wrócić na dobrą drogę? Costica Bradatan, na co dzień profesor filozofii, autor wydanej niedawno w Polsce książki „Pochwała porażki”, wskazuje na – równie niepopularną co porażka – pokorę. Bradatan, nazywany niekiedy autorem „terapii opartej na porażce”, buduje swoją koncepcję na wzór filozoficzny, nie psychoterapeutyczny, na podstawie biografii kilku historycznych postaci (m.in. Simone Weil, Mahatmy Gandhiego, Emila Ciorana). Ich życiorysy pokazują, że pokorne stawianie czoła własnym ograniczeniom: zdrowotnym, materialnym, społecznym, może prowadzić do uzdrowienia i wewnętrznej przemiany. Gdzie w tych uzdrowieniach i przemianach widać pokorę?