O tańcu Sereny Williams podczas występu Kendricka Lamara na Super Bowl jeden z twitterowych komentatorów napisał, że to było „największe L” tego wieczoru. Przydałoby się więc przypomnieć długą karierę litery L w języku. Jeszcze pod koniec lat 90. hasło „Big L” kojarzono z pseudonimem jednego z najzdolniejszych amerykańskich raperów, Lamonta Colemana, autora „Put It On”, który w 1999 r. zginął jako ofiara wojen gangów. Na początku XXI w. w kontekstach sportowych używano już wyrażenia „take the L” jako „ponieść porażkę”. Samo L oznaczało więc loss. Z czasem obejmowało także samego przegrywającego (loser), w języku polskim przydatne okazało się tu słowo „lamus”, w slangu młodzieżowym opisujące osobę, która nie zna się na jakiejś dziedzinie, albo po prostu kogoś, kogo nie lubimy. Włodi z Molesty już ponad 20 lat temu w utworze „Ulica i klub” literował: „L – lamusy, jest ich tu w bród/ Nie szukają awantury – to chyba cud”. Stąd już tylko krok do uznania, że lamus może być krajowym odpowiednikiem losera. I dziś słownik miejski.pl definiuje: „L – lamus, często używane, gdy ktoś z tobą wygra lub ty z nim, można tak nazwać osobę słabą”.
Opisujące wyjątkowe porażki hasło „big L” – czyli „wielkie L” – pojawiło się już w czasach YouTube, gdy emocje w mediach społecznościowych wystrzeliły pod sufit. I natychmiast przeniosło się do opartych na rywalizacji gier wideo, takich jak „Call Of Duty” czy „Fortnite”. W tej drugiej doczekało się tanecznej animacji postaci, która wymachuje nad głową ułożoną palcami literą L. A ta z kolei powróciła do realnego świata – m.in. dzięki Antoine’owi Griezmannowi, który odtańczył tak radość ze strzelonej Argentynie bramki na mundialu w 2018 r.