Wieś jak malowana
Wieś jak malowana! Odwiedzamy Zalipie. Feeria barw oszałamia o każdej porze roku
Świat zmienia się już chwilę po wjeździe do niewielkiej wsi Zalipie. Jest bardziej kolorowy i pełen kwiatów. Bez względu na porę roku feeria barw oszałamia tu na każdym kroku. Kwiatowy wzór można znaleźć na domach, płotach, stodołach, studniach, ulach czy psich budach. Zdobi też wnętrza: ściany, meble, piece i ceramikę. Kwiaty rozsławiły Zalipie na świecie.
Tradycja ich malowania liczy już ponad sto lat. Zaczęło się na przełomie XIX i XX w., kiedy mieszkanki Zalipia farby i sposób malowania podpatrzyły u malarza w kościele parafialnym w Gręboszowie. A potem zaczęły zdobić swoje domy, których ściany coraz częściej przypominały kwietne łąki. Nie ma jednego wzoru czy szablonu, każdy bukiet jest jednocześnie wizytówką autorki. Taką właśnie kolorową wieś zobaczył Władysław Hickel, urzędnik z Krakowa, który był w Zalipiu z wizytacją, a potem, w 1905 r., napisał o niej artykuł do czasopisma „Lud”.
Jednak o prawdziwą sławę kolorowej wsi zadbała dopiero Felicja Curyłowa, najbardziej znana z tutejszych malarek, która w Zalipiu spędziła prawie całe życie. To ona zainicjowała budowę Domu Malarek, gdzie twórczynie miały się spotykać i dzielić doświadczeniami. Budynek ostatecznie oddano do użytku w 1977 r., dzisiaj jest ośrodkiem artystów z całego Powiśla Dąbrowskiego.
Dom Malarek to dobry punkt startowy do zwiedzania Zalipia. Można tutaj, dzięki jednej z przewodniczek, poznać historię wsi. Albo otrzymać specjalną mapkę z wyznaczoną trasą malowanych domów i przy dobrym tempie, w jakieś dwie godziny, obejść całą wieś. Nie trwa to długo, bo mimo wyobrażeń wielu osób w Zalipiu malowanych domów jest 45 na 160. Punkty obowiązkowe, poza Domem Malarek, to kościół, ale przede wszystkim zagroda Felicji Curyłowej. Dziś mieści się tam filia tarnowskiego Muzeum Etnograficznego, a opiekunką ekspozycji jest Wanda Racia, wnuczka Felicji.