Jeden z nagrodzonych Paszportem POLITYKI artystów, świętujący ostatnio na scenie okrągły jubileusz, Dominik Strycharski posługuje się hasłem: „Nie ma stop”. I jest to dobre życiowe motto. Posłużył się nim swego czasu także raper Wuzet: „Wokół panika, strach, szok. Nie ma stop/ Naprzód kolejny krok! Jestem silniejszy z roku na rok”.
Tyle że młoda polszczyzna – wzorem angielskiego – ten nieustanny rozwój podważa, proponując hasło: „w prajmie”. Opisuje ono ten moment, kiedy nasze umiejętności – czy to w sporcie, czy w sztuce – są najwyższe. Angielskie wyrażenie in one’s prime opisuje najlepszy okres życia, rozkwit albo szczyt formy. „Jeśli ktoś jest w primie, to znaczy, że jest w najlepszym okresie, momencie jakiegoś etapu swojego życia (częściej zawodowego), kiedy to odnosi najwięcej sukcesów, jest najbardziej aktywny, produktywny, czuje się najlepiej, jest szczęśliwy, jest u szczytu swoich możliwości” – czytamy na stronie Obserwatorium Językowego UW. Dlaczego zatem nie „w szczycie”? Może dlatego, że kojarzy się to z korkami na mieście („Wypijam świeży wyciskany sok i stoję w szczycie/ Na rowerze śmignąłbym tam o wiele szybciej” – to z tekstu Sokoła).
Stąd nieustanne dyskusje o nadchodzącym lub minionym prajmie (lub primie) piłkarzy. „Przecież obecny Ødegaard jest lepszy od Özila w prajmie” – przekonuje miłośnik Arsenalu. „Zrobił to jak Neymar w prajmie!” – narzeka na symulowanie faulu miłośnik ligi hiszpańskiej. „Widać, że pana życiowym prajmem było pokazywanie na planszy słoneczka i chmurek” – wyrzuca ktoś znanemu politykowi (z karierą telewizyjną na koncie). „Żaden raper w primie nie dorówna prime erze Uziego” – to o Lil Uzim Vercie.