Jedziesz do Austrii latem? – zapytał znajomy z uniesioną brwią. – To, paradoksalnie, dość egzotyczny kierunek – dodał z uśmiechem.
Trudno się z nim nie zgodzić. W zbiorowej wyobraźni Austria to głównie zimowy krajobraz – Alpy, narty, grzaniec w schronisku. Latem? Raczej trasa tranzytowa. A jednak – szybka decyzja, kilka dni pakowania i wyjazd do Karyntii, najbardziej na południe wysuniętego kraju związkowego Austrii. To wystarczyło, by przekonać się, że lato w Austrii może być doświadczeniem zupełnie innym, niemal… egzotycznym.
Nad Wörthersee – jednym z najczystszych jezior w kraju – czekał obraz nie do końca zgodny z przewidywaniami. Mimo chmur woda miała intensywny, turkusowy odcień. Wapienne podłoże sprawia, że przy pełnym słońcu tafla mieni się jak w tropikach, tłumaczyła lokalna artystka. Do tego prywatne molo, pływające pomosty, zadbane trawiaste plaże i kawiarenki z widokiem na wodę.
Gdyby nie szczyty w tle, można by pomylić to miejsce z południem Włoch. Karyntia zaskakuje. Monumentalne szczyty Alp przechodzą w łagodne wzgórza, winnice i lasy. Pomiędzy nimi: ponad 200 jezior z wodą czystą jak źródło. W Velden, kurorcie nad Wörthersee, elegancka promenada sąsiaduje z butikowymi hotelami, restauracjami i palmami, które w tym klimacie wcale nie wyglądają jak dekoracja z innego świata. To Austria, ale z południowym sznytem.
Czas spędzony w górach nie miał w sobie presji. Wędrówki alpejskimi szlakami, wyprawy rowerowe, spacer przez wąwóz Tscheppaschlucht – dawną trasę między Austrią a Słowenią – pozwalały poczuć rytm miejsca. Nawet język słoweński, który funkcjonuje tu oficjalnie, przypominał o pogranicznym charakterze regionu.
Codzienność to także smak: prosty, lokalny, prawdziwy.