Wino niemożliwe
Trunki niemożliwe. Bhutan wygrywa konkurs na najbardziej szalone wino świata
Jest taki kraj w sercu Himalajów, wciśnięty między Indie i Chiny, o którym pamiętają tylko pilni uczniowie geografii albo szaleni podróżnicy. Ci ostatni, jeśli chcą tam dotrzeć, muszą zapłacić za każdy dzień 200 dol. specjalnego „podatku turystycznego”. Rząd Bhutanu wprowadził go, aby kraj nie padł ofiarą taniej, masowej turystyki, która bezpowrotnie przeobraziła pobliski Nepal.
Królestwo Bhutanu zamieszkuje 800 tys. szczęśliwych ludzi (po Kostaryce ten mały kraj zajmuje drugie miejsce w światowym rankingu jakości życia), z czego większość para się tradycyjnym rolnictwem. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kraina ta była kompletnie odizolowana od świata zewnętrznego. Dziś bardzo dba o to, by zanadto nie otworzyć się na niszczącą nowoczesność.
Skąd więc wino w miejscu, gdzie nigdy nie rosły winogrona? Autorem szalonego pomysłu jest Kalifornijczyk Michael Juergens, w poprzednim życiu marketingowiec w Deloitte, który w 2017 r. wraz z życiową partnerką Ann Cross wybrał się do Bhutanu turystycznie. Postanowili tam osiąść. Ale żeby nie było za nudno – także zrobić najbardziej szalone wino na świecie.
Czytaj też: Gdziekolwiek pojedziecie, robią tam wino. Warto o tym pamiętać
Nikt na to wcześniej nie wpadł, więc miejscowi najpierw nie wiedzieli, o co chodzi, potem pukali się w głowę – w końcu nic pijalnego z winogron nie powstaje w promieniu 2 tys. km, najbliżej leżą winnice w indyjskiej Maharastrze oraz eksperymentalne poletko w chińskim Junanie – ale w końcu pękli. Bhutański rząd, który jak żaden inny na świecie konsekwentnie rozwija ekologiczną turystykę i rolnictwo (Bhutan chwali się ujemnym śladem węglowym całego kraju), dał nawet ziemię za darmo.