Ostatnia przystań historii
Ostatnia przystań historii. W Jordanii archeolodzy czują się jak w raju. Turyści też
W początkach XX w. zjedzenie na jordańskiej pustyni oka barana w mansafie, tradycyjnym beduińskim daniu, było dowodem odwagi i globtroterstwa. Dziś można się sprawdzić w ramach pakietu turystycznego, ale Jordania oferuje znacznie więcej. Fani archeologii – albo filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata” – zwiedzanie zaczną pewnie od Petry, skalnego miasta Nabatejczyków. Gdy ten arabski lud wzbogacił się na handlu i osiadł na stałe, zaczął drążyć w czerwonej skale grobowce, kanały, cysterny, teatr. Potem Rzymianie dodali swoje trzy grosze: wolno stojące świątynie, aleje kolumnowe, bramy, łuki, forum i łaźnie. Można je zwiedzać godzinami, a i tak trafia się ciągle na coś nowego. Największe wrażenie robi jednak moment, gdy po wyjściu z wąskiego wąwozu staje się przed fasadą Skarbca. Magię chwili zakłócają jedynie tłumy pozujących do zdjęć turystów.
Tłoczno może być też w Dżarasz, choć tego się nie czuje (może w słynącym z akustyki teatrze), bo ruiny zajmują 90 ha. Jeśli ktoś chce zobaczyć rzymskie miasto z oryginalnym układem ulic, owalnym forum, świątyniami, łaźnią i hipodromem, to Dżarasz jest jednym z najlepszych miejsc. Szukający ciszy powinni wybrać się do starożytnego Umm al-Dżimal na granicy z Syrią, w którym od IX w. nikt nie mieszka, a mimo to budynki z czarnego kamienia zachowały się do wysokości kilku pięter.
Jordania słynie też z dwóch mozaikowych map – jedna, z kościoła św. Szczepana w Um ar-Rasas, przedstawia miasta Bliskiego Wschodu w VI w., ale dla chrześcijan jeszcze ważniejsza jest ta z kościoła św. Jerzego w Madabie, przedstawiająca mapę Ziemi Świętej w VIII w. Wynika z niej, że jej integralną część stanowiła kraina po wschodniej stronie Jordanu i że to tam żył, nauczał i chrzcił Jan Chrzciciel. Dlatego pielgrzymi z całego świata odwiedzają w Jordanii Betanię – miejsce, gdzie został ochrzczony Jezus.