Precz z denormalizacją!
Alkohol znalazł się na cenzurowanym. Precz z denormalizacją!
Opinię publiczną w stolicy rozpala awantura wokół tzw. nocnej prohibicji. Dysponująca większością w radzie miasta Koalicja Obywatelska była za, a nawet przeciw, dzięki czemu kapitał polityczny zbijają aktywiści z Miasto Jest Nasze, jak i Lewica oraz Polska 2050, które zapowiadają nowelizację ustawy o wychowaniu w trzeźwości. To jedna z najstarszych – uchwalono ją w 1982 r. – i najgorszych ustaw, która jednak trwa w najlepsze z prozaicznego powodu: co roku budżet zarabia na alkoholu 15 mld zł z akcyzy i 10 mld z podatku VAT.
Zwolennicy ograniczenia dostępności alkoholu argumentują, że społeczne koszty jego spożywania są znacznie wyższe, lecz w odróżnieniu od powyższych kwot ich wyliczenia są wielce umowne. Mówi się nie tylko o kosztach leczenia chorób alkoholowych, ale też np. o stratach dla gospodarki z powodu „obniżonej produktywności” i „utraconych dochodów”; padają abstrakcyjne liczby: 90 albo 180 mld zł. Z drugiej strony mamy martwe prawo – nieletni w Polsce bez problemu kupują alkohol, choć grożą za to wysokie kary. I niewydolne służby – o czym można się przekonać, próbując wyegzekwować interwencję w sprawie pijaków imprezujących pod blokiem (przybyli po godzinie policjanci najpierw spędzili sporo czasu, legitymując… wzywającego, czyli mnie).
Postulat ograniczenia sprzedaży alkoholu w nocy jest może i rozsądny, ale trudno się nad nim pochylić z sympatią, jeśli pojawia się w przestrzeni publicznej w pakiecie z takimi pomysłami, jak zakaz sprzedaży procentów seniorom czy przywrócenie państwowego monopolu. Zwolennicy ograniczeń i zakazów często mówią o walce z „lobby alkoholowym”, trudno jednak nie zauważyć, że najbardziej aktywne w ostatnim czasie jest lobby… antyalkoholowe. Nie tylko w Polsce – zjawisko jest globalne.