Lemoniada u Liechtensteinów
Lemoniada u Liechtensteinów. Zwiedzamy pałac w Valticach, barokową perłę Moraw
Kemping nazywa się antycznie: Apollo. Ma gospodę, w której czasem odbywają się nieco za głośne koncerty muzyki country, i duże pole namiotowe. Piwo, kiełbaski, smażony ser. Swojskie, nieco przaśne klimaty. Żeby dojść do Mlýnskiego rybníka, czyli sporego stawu, trzeba przejść przez ruchliwą szosę i parking. Dalej ścieżka pośród zieleni zdaje się prowadzić donikąd. A potem nagle pojawia się ona.
W pierwszej chwili chce się przetrzeć oczy. Na wzgórzu nad stawem stoi sobie neoklasycystyczna świątynia, pomimo restauracji na początku XXI w. już nieco odrapana. W okienku z boku serwują wino i lemoniadę. Za drobną opłatą można wspiąć się na taras widokowy na dachu. Ale można też usiąść pod zabytkową kolumnadą – pod rydwanem słońca i zastępem muz – i gapić się na zachód słońca nad pobłyskującym pośród chaszczów stawem. Dobrze to ktoś wymyślił!
Świątynia Apollina powstała jako jeden z ostatnich elementów rozległego zespołu parkowo-pałacowego Lednice-Valtice, w latach 1817–19. Zaprojektował ją Josef Kornhäusel, nadworny architekt Liechtensteinów. Za większość budowli na terenie parkowym odpowiadał jego poprzednik Josef Hardtmuth. Ale prawdziwymi twórcami tego miejsca – romantycznymi wizjonerami z nadmiarem pieniędzy, którzy w ogarniętej rewolucją francuską i wojnami napoleońskimi Europie postanowili stworzyć pełną zieleni arkadię – byli bracia Alojzy i Jan, książęta Liechtensteinowie. O ich sielankowych aspiracjach może świadczyć seria gwaszów wykonanych przez Ferdinanda Runka: na jasnych, świetlistych obrazach promienni szczęśliwcy przechadzają się nieśpiesznie pośród drzew i krzewów albo pływają łódką po stawie. Nawet myśliwi nie strzelają do uciekających jeleni, tylko zdają się nimi zachwycać. Dziś ciągle można tu poczuć ten spokój i sielską atmosferę.