Święta z okienka
Święta: odliczanie rozpoczęte. Skąd się wziął fenomen kalendarzy adwentowych?
Wynalazek kalendarza adwentowego, jaki dziś znamy – w formie pudełka z okienkami, w których kryją się czekoladki – przypisuje się niemieckiemu drukarzowi Gerhardowi Langowi. W dzieciństwie miał bardzo niecierpliwie czekać na święta, więc matka przygotowała dlań kalendarz z ciasteczkami. Wcześniej dni pozostałe do Bożego Narodzenia odliczało się świeczkami, kredą lub kalendarzami z codzienną modlitwą. Przynajmniej w tradycji niemieckiej. Z dzieciństwa spędzonego w polskim Kościele katolickim zapamiętałem adwent jako mniejszą wersję Wielkiego Postu, w czasie którego nakłaniano dzieci do wyrzeczeń. Niemieckie kalendarze pojawiły się w Polsce na przełomie lat 80. i 90. XX w. i zaczęły trafiać pod choinkę zwykle jako rzecz delikatesowa.
Dziś w mnogości kalendarzy adwentowych można przebierać. Pudełek nie zdobi już wyłącznie świąteczna scena z szopką, choinką lub Mikołajem, ale też popularne postaci z animacji oraz popkulturowe ikony, jak psiecko Bluey czy Hello Kitty. Same słodycze pojawiają się w wersjach dyskontowych i deluxe; swoje kalendarze oferuje niemal każdy producent słodkości. Kto nie gustuje w czekoladzie, może nabyć kalendarz np. z małymi paczuszkami żelków Haribo. To słodkie szaleństwo pokazuje sukces polskiej transformacji: wreszcie możemy najeść się czekoladą do syta. Straciła więc na powabie, a rynek zareagował adekwatnie.
Od kilku lat serię kalendarzy z figurkami i małymi budowlami wypuszcza firma Lego (w tym takie absurdy jak wersja „Gwiezdnych Wojen” z Yodą w świątecznym sweterku). Do kalendarzy trafiły też inne popularne zabawki: Pokemony, LOL Surprise, Barbie czy resoraki. Dla dorosłych przeznaczono zaś kalendarze z kosmetykami (w wielu wariantach, do cery czy włosów), z alkoholem (np. próbkami piwa rzemieślniczego), serami, ostrymi sosami albo skarpetami.