Wnętrze Ziemi to ogromne źródło mocy – gigantyczny kocioł magmy, wciąż rozgrzanej do kilku tysięcy stopni. Ciepło migruje z niego ku chłodnej powierzchni globu. Po drodze ten strumień energii pierwotnej jest zasilany przez ciepło radiogeniczne – pochodzące z rozpadu pierwiastków promieniotwórczych rozproszonych w skałach płaszcza i skorupy. A gdyby tak je ująć i przetworzyć w prąd elektryczny? Nic z tego. W przeciętnych warunkach strumień cieplny docierający do obszaru wielkości boiska piłkarskiego z trudem by wystarczył do zasilenia sokowirówki.
Jednak nawet z tak wątłej dostawy jest pożytek. W miejscach, gdzie warstwy wodonośne są izolowane od powierzchni grubą pokrywą skał słabiej przewodzących ciepło, po tysiącleciach akumulacji powstają zbiorniki wód termalnych. Ale by nie stracić niewielkiego ładunku ciepła zawartego w tym medium, trzeba się dobrze nagłowić, stąd wiele warunków technicznych, które powinno spełniać ujęcie geotermalne. Obok dobrych parametrów samego ujęcia (temperatura, wydajność, jakość wody) konieczna jest wysoka koncentracja odbiorców, równomierny pobór niezależny od pory roku, kaskadowe schładzanie i wiele innych. Między innymi dlatego nie obserwujemy żywiołowego rozwoju geotermii, nawet tam, gdzie warunki geologiczne są sprzyjające (patrz POLITYKA 49/04). Wąskim gardłem jest dystrybucja ciepła.
Są jednak miejsca na świecie, które takich problemów nie mają. Tam energię geotermiczną daje się zamieniać na najbardziej pożądaną formę energii – prąd elektryczny.
Kopalnie pary
Książę Piero Ginori Conti, włoski senator i przemysłowiec, był wielkim miłośnikiem postępu i techniki.