Zapowiedź Justyny Kowalczyk, że po zakończeniu igrzysk w Van-couver przyjdzie czas na wyjaśnienie wszystkich problemów związanych z astmą, zabrzmiała tajemniczo. Co miała na myśli nasza złota medalistka? Dla prof. Marka L. Kowalskiego, kierownika łódzkiej Kliniki Immunologii, Reumatologii i Astmy Uniwersytetu Medycznego, sprawa jest oczywista: – Może wreszcie ktoś się obudzi! Najwyższy czas, by ludzie związani z polskim sportem pomogli zawodnikom rozpoznać tę chorobę, a później aby nikt nie bał się jej leczyć.
Dr Hubert Krysztofiak, dyrektor Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej w Warszawie, przyznaje, że przez wiele lat astma uchodziła w sporcie za element oszustwa: – Póki nie uświadomiliśmy sobie, że wysiłek może być czynnikiem wyzwalającym jej objawy. Gdy trzy miesiące temu prof. Kowalski wystąpił w Centrum Olimpijskim z referatem na temat coraz częstszego u sportowców zagrożenia astmą wysiłkową, słuchający go lekarze oraz działacze Polskiego Komitetu Olimpijskiego sprawiali wrażenie, jakby po raz pierwszy dowiedzieli się o tym problemie. – Od jednego z nich usłyszałem, że dopiero po moim wykładzie nabrał przekonania, iż zawodnicy mogą rzeczywiście borykać się z astmą, bo do tej pory uważał, że jest to tylko wygodne alibi, by móc korzystać z dopingu.
To przecież oczywiste i dość naturalne, że podczas biegania, pływania czy jazdy na rowerze odczuwa się zadyszkę. Który sportowiec na mecie nie pada z braku tchu? Cała sztuka polega na tym, by dzięki badaniom i testom móc odróżnić doraźną duszność od choroby przewlekłej, która zagraża szczególnie w sportach wytrzymałościowych. Ich wyniki pokazują, że w lekkiej atletyce i grach zespołowych na astmę stymulowaną wysiłkiem może cierpieć kilkanaście procent sportowców; wśród pływaków, kolarzy i triatlonistów odsetek ten wynosi 30–40 proc.