Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Widzą i słyszą za wiele

Google gapi się na wszystko

Samochód Google Street View w Nowej Zelandii. Takie samochody są już też w Polsce. Samochód Google Street View w Nowej Zelandii. Takie samochody są już też w Polsce. J.Fenaughty / Wikipedia
Google filmuje miasta na całym świecie, często wbrew woli ich mieszkańców. Tych ostatnich oburza naruszanie ich prywatności. Stąd pozwy w całej Europie i rosnąca nieufność wobec amerykańskiego giganta.

Pewien londyńczyk oznajmił żonie, że wyjeżdża na delegację, po czym wsiadł w samochód i pojechał prosto do innej kobiety. Mężczyzna nie spodziewał się, że jego, zdawałoby się, dyskretny wybryk wkrótce doprowadzi do rozwodu. On zdradził żonę, a jego z kolei zdradził Range Rover, którego zaparkował pod domem kochanki. Pech chciał, że akurat tego dnia w okolicy przejeżdżał pojazd Google, fotografujący ulice Londynu. Zdjęcie z zaparkowanym autem znalazło się w serwisie Google Street View, gdzie przypadkiem zobaczyła je zdradzana żona. Chciała obejrzeć dom koleżanki, lecz jej uwagę przykuł od razu samochód męża, który rozpoznała po tuningowanych felgach.

Google Street View (GSV) to dodatek do aplikacji Google Maps i Google Earth, który pozwala oglądać zdjęcia największych miast na świecie z perspektywy przechodnia. Projekt ruszył w 2007 r. w USA, gdzie początkowo obejmował zaledwie pięć miast. Teraz GSV działa już na całym świecie, również poza dużymi miastami. Dzięki zastosowaniu trójkołowych wózków (Google Trikes) i skuterów śnieżnych Google dociera nawet do trudno dostępnych terenów. Ten ostatni środek transportu zastosowano po raz pierwszy przy okazji tegorocznej olimpiady zimowej w Vancouver. Przed imprezą skuter śnieżny Google wjechał na wysokość ponad 2000 m n.p.m., gdzie sfotografował szlaki narciarskie na górze Whistler. Była to nie lada gratka dla kibiców, bo siedząc w domu przed monitorem mogli spojrzeć na stok narciarski z perspektywy olimpijczyka.

Pojazdy Google wyróżnia misterna instalacja na dachu, która z daleka przypomina peryskop. Przyrząd, o którym mowa, to wysoki wysięgnik z aparatem fotograficznym o zasięgu 360 stopni.

Polityka 39.2010 (2775) z dnia 25.09.2010; Ludzie i obyczaje; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Widzą i słyszą za wiele"
Reklama