Szczupłe tancerki są przepasane fartuszkami, noszą kolie, bransolety, a na końcach ich warkoczy połyskują tarczki. Wygięte do tyłu wysoko unoszą nogę i ręce. Takiej figury z tańca sprzed 4300 lat nie można na scenie wykonać – chyba że jest to zatrzymany w kadrze moment, gdy tancerki odbijają się, by wykonać salto. Jedni w tym akrobatycznym tańcu z grobowca Merefnebefa w Sakkarze, odkrytym przez Polaków w 1997 r., widzą zwykłą rozrywkę, inni rytuał kultu płodności. Wszyscy mogą mieć rację, bo taniec ma wiele znaczeń.
Egipcjanie zostawili o tańcach sporo informacji, ale mimo że znamy ich nazwy, dynamikę i kontekst, nie umiemy ich odtworzyć na parkiecie. Choreologom nie pomagają nawet uwiecznione w kilku grobowcach ciągi scen, klatka po klatce, przedstawiające kolejne fazy tzw. tańca z lustrami czy w parach. Można tylko spekulować, co tancerze robili między tymi figurami i jak ich taniec wyglądał naprawdę. „Zatrzymać” ruch w partyturze (kinetografia) udało się dopiero na początku XX w. węgierskiemu choreologowi Rudolfowi Labanowi. Przez wieki ulotność tańca była główną przeszkodą dla tych, którzy chcieli go badać i klasyfikować.
Balet polityczny
Na Olimpie opiekunką tańca i muzyki chóralnej była Terpsychora. Roztańczona muza z lirą w ręku nie miała łatwego zadania, bo nie wszyscy mieli dobrą opinię o jej sztuce. Taniec to najbardziej pierwotna forma ekspresji człowieka, w której narzędziem jest ciało. Filozofom antycznym ta cielesność i pierwotność przeszkadzała. Platon wprowadził wręcz podział na tańce szlachetne i dzikie – nieobyczajne bachiczne wygibasy. Myśl tę powtórzył w II w. rzymski retor Lukian – autor najsłynniejszego antycznego traktatu o tańcu. Potem bezskutecznie walczył z tańcem Kościół chrześcijański.