Sztuka produkcji mięsa
Jak długo będziemy jeszcze czekać na burgery z in vitro i czy będą smakowały jak prawdziwe?
Wywiad ukazał się w POLITYCE w lipcu 2012 r.
Edwin Bendyk: – Skąd pomysł, by zająć się wytwarzaniem sztucznego mięsa?
Mark Post: – Przez przypadek. Kieruję Wydziałem Fizjologii na Uniwersytecie w Maastricht, zajmuję się głównie fizjologią naczyń i inżynierią tkankową. Przez pewien czas dzień w tygodniu pracowałem również na Politechnice w Eindhoven. Interesowały nas mięśnie szkieletowe, próbowaliśmy zbudować model mający objaśnić mechanizmy ich działania.
Pewnego dnia lider zespołu zachorował, a ja byłem jedyną osobą zdolną go zastąpić. I tak przejąłem projekt, który w sensie praktycznym polega na wyhodowaniu tkanki mięśniowej, czyli właśnie sztucznego mięsa. Oczywiście większość zaangażowanych w przedsięwzięcie badaczy nie interesowała się sztucznym mięsem, tylko innymi zagadnieniami. Dla mnie jednak z czasem to właśnie ten temat nabrał głównego znaczenia.
Dlaczego?
Istnieje wiele dobrych powodów. Po pierwsze, zgodnie z danymi FAO spożycie mięsa podwoi się w ciągu następnych 30–40 lat. Już w tej chwili ok. 70 proc. ziemi uprawnej poświęcamy na potrzeby hodowli zwierząt. Prosty rachunek mówi więc, że nie będziemy w stanie wszystkich wyżywić przy obecnym stanie produkcji. A to dlatego, że hodowla bydła i świń jest, pozwolę sobie na takie sformułowanie, bardzo nieefektywną technologią produkcji mięsa.
Musimy więc albo zwiększyć wydajność, albo zmienić strukturę spożycia mięsa. Wiemy jednak, że zastąpienie produktów zwierzęcych substytutami roślinnymi to tylko częściowe rozwiązanie i nie można się spodziewać, że konsumenci masowo to zaakceptują. Idźmy dalej – hodowla zwierząt wiąże się z coraz większymi zagrożeniami dla środowiska.