Zautomatyzować można wszystko – przekonuje Christopher Steiner w książce „Automate This: How Alhorithms Came to Rule Our World” (Zautomatyzuj to: Jak algorytmy zaczęły rządzić naszym światem). Wraca pytanie, które niemal od początku kapitalizmu dręczy nowoczesne społeczeństwa: czy technologia i maszyny nie zabiorą ludziom pracy?
Historycy usłużnie przypominają mityczną postać Nedda Ludda i ruch luddystów z początku XIX w., którego członkowie niszczyli fabryczne maszyny w obawie, że zabiorą robotnikom źródło utrzymania. Niepotrzebnie, pracy nie zabrakło ani dla maszyn, ani dla ludzi. Rozwijający się przemysł był w stanie wchłaniać nadwyżki migrantów ze wsi. W Stanach Zjednoczonych w 1800 r. rolnictwo dawało zatrudnienie 90 proc. aktywnych zawodowo osób, sto lat później odsetek zmalał do 41 proc., by dziś zejść do 2 proc. Tak niewiele wystarczy, by wykarmić nie tylko Amerykę, ale i niemało ludzi poza nią.
Reszta znalazła pracę w przemyśle i usługach. Dlatego, gdy w 1995 r. głośny wizjoner Jeremy Rifkin napisał książkę „Koniec pracy”, jego prognoza została potraktowana przez większość ekonomistów i analityków jedynie jako ciekawe ćwiczenie intelektualne. Kapitalizm przeżywał właśnie kolejną falę restrukturyzacji, gospodarki na całym świecie dynamicznie się rozwijały, dostarczając nowych miejsc pracy. Niektórzy konkurenci Rifkina z futurystycznej branży głosili nawet, że narodziła się Nowa Gospodarka, w której trwać będzie Long Boom, czyli wzrost bez końca. I to w warunkach niskiej inflacji i pełnego zatrudnienia.
Long Boom skończył się giełdową katastrofą już w 2000 r., kiedy wiodące spółki Nowej Gospodarki – firmy internetowe o egzotycznych nazwach okazały się tyle warte co Amber Gold.