Marcin Rotkiewicz: – W ciągu ostatniego roku było głośno w amerykańskich mediach o waszym laboratorium, w którym opracowano nową metodę walki z rakiem.
Ewa Krawczyk: – Nasze odkrycie może stanowić kolejny krok w kierunku medycyny spersonalizowanej, czyli dobierania metod leczenia pod kątem konkretnego pacjenta. Czy słyszał pan o tzw. linii komórkowej HeLa?
Komórkach nowotworowych pobranych od pewnej pacjentki ponad 60 lat temu i do dziś hodowanych w różnych laboratoriach?
Tak, ta pacjentka to czarnoskóra Amerykanka, Henrietta Lacks, chorująca na raka szyjki macicy. Zmarła w 1951 r., ale komórki pobrane z jej nowotworu żyją do dziś. Są nieśmiertelne w tym sensie, że można je teoretycznie w nieskończoność namnażać i hodować na szalce laboratoryjnej. Takich, jak nazywają to naukowcy, linii komórek nowotworowych jest więcej. Ale to wcale nie oznacza, że komórki rakowe – niezmienione w stosunku do tego, co znajdowało się w organizmie pacjenta – można łatwo i długo utrzymywać przy życiu i namnażać w laboratorium. Często wymaga to wprowadzenia do nich jakichś dodatkowych genów.
Ponadto po wielu latach namnażania „nieśmiertelnych” komórek naukowcy nie są pewni, z czym tak naprawdę pracują – jakie dokładnie mutacje w nich zaszły. Jednak to właśnie na nich testuje się leki przeciwnowotworowe. Jeśli zatem jakiś specyfik zadziała, to wcale nie wiadomo, czy analogicznie zachowa się w organizmie człowieka. I to jest największy problem eksperymentów prowadzonych na hodowlach komórek, czyli in vitro.