Historia Edwarda Snowdena, człowieka, który wyjawił najpilniej strzeżone amerykańskie tajemnice szpiegowskie i zbiegł przez Hongkong do Rosji, pozornie niewiele ma wspólnego z gospodarką. Związek stał się jednak oczywisty, gdy szef National Security Agency (NSA – Narodowej Agencji Bezpieczeństwa) generał Keith B. Alexander wyjawił, jak ma zamiar uniknąć podobnych przecieków w przyszłości. Pracę 90 proc. spośród tysiąca zatrudnionych w NSA administratorów systemów informatycznych przejmą roboty. To znaczy, że 900 osób straci pracę.
Agencja odkrywa to, co biznes odkrył już dawno – maszyny i roboty pracują lepiej niż ludzie: nie męczą się, nie strajkują, nie ujawniają tajemnic, są dokładniejsze. To właśnie dlatego na całym świecie widać ciekawą zależność: jedną z oznak gospodarczego ożywienia jest wzrost produkcji przemysłowej. Wzrostowi temu jednak nie towarzyszy wzrost zatrudnienia. Przeciwnie, pod koniec XX w. w fabrykach krajów rozwiniętych pracowało 63 mln osób, obecnie nieco ponad 45 mln.
Maszyny zamiast rąk
Mimo wzrostu produkcji na świecie zmalał popyt na ludzką pracę: w Stanach Zjednoczonych pracuje o 26 proc. mniej osób niż w 1998 r., w Japonii o 21 proc., w Korei Południowej o 11 proc. Do obsługi niemieckich fabryk wystarczy już tylko 7 mln osób – o 8 proc. mniej niż przed dekadą, podaje McKinsey Global Institute w raporcie o przyszłości produkcji przemysłowej. Podobnie zaczyna dziać się w Chinach: od 2008 r. pensje rosną prawie dwukrotnie szybciej niż PKB, jedynym więc sposobem na utrzymanie konkurencyjności jest zastąpienie drożejącej pracy rąk maszynami.