Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Oku na pokuszenie

Nadchodzi era telewizorów 4K

84-calowy telewizor 4K firmy LG. Cena: blisko 80 tys. zł. 84-calowy telewizor 4K firmy LG. Cena: blisko 80 tys. zł. materiały prasowe
Wyświetlają cztery razy bardziej szczegółowy obraz. Pokazują silnie nasycone, naturalne kolory. Rewolucyjne nowe telewizory 4K. Warte swojej ceny?
Największy na rynku - plazmowy - telewizor 4K firmy Panasonic. 152 cale.Bin im Garten/Wikipedia Największy na rynku - plazmowy - telewizor 4K firmy Panasonic. 152 cale.
Porównanie kolejnych rozdzielczości formatu 16:9 (8,3 megapikseli).TRauMa/Wikipedia Porównanie kolejnych rozdzielczości formatu 16:9 (8,3 megapikseli).

Producenci telewizorów mają poważny problem: w ubiegłym roku po raz pierwszy od dekady spadła na całym świecie sprzedaż odbiorników telewizyjnych. I to mimo dwóch ważnych wydarzeń sportowych, zwykle najlepszych pretekstów, by wymienić stary model na nowy: olimpiady w Londynie i futbolowych igrzysk Euro. Według firmy analitycznej IHS iSuppli, w 2012 r. sprzedano o 16,1 mln telewizorów mniej niż w sezonie poprzednim (238,5 mln wobec 254,6 mln sztuk). Spadek sam w sobie niemały, przerażający natomiast jako zwiastun głębokiej zapaści.

Mniejszy popyt w ubiegłym roku nie był bowiem wynikiem dekoniunktury w światowej gospodarce. Oznaczał nasycenie rynku płaskimi panelami LCD – i, w dalece jednak mniejszym stopniu, plazmowymi – które zastąpiły wysłużone modele kineskopowe. Nadszedł więc najwyższy czas, by przekonać klientów, że te jeszcze wczoraj wspaniałe telewizory Full HD o imponującej rozdzielczości 1920×1080 pikseli, zachwalane jako cud elektroniki konsumpcyjnej, to już antyk i przeżytek. Że trzeba je już wymienić na lepsze.

Mistrzostwa Świata w 4K

Przyszłoroczne futbolowe mistrzostwa świata w Brazylii to wielka szansa na promocję nowej oferty. Żeby żniwa były udane, już teraz trzeba zasiać w klientach ziarna pożądania. W bieżącym roku można się więc spodziewać pierwszych zwiastunów wielkiej kampanii marketingowej, promującej telewizory o rozdzielczości w nowym standardzie 4K – teoretycznie cztery razy lepszym niż dzisiejsze Full HD. A także wykorzystujących mocno zmodyfikowane lub zupełnie nowe matryce, wyświetlające lepszej jakości kolory.

Skrót 4K odnosi się do 4 tys. pikseli – punktów, z których składa się obraz – u podstawy wyświetlacza telewizorów nowej generacji. W przybliżeniu, bo w przypadku nowego standardu ekranów telewizyjnych liczba ta wynosi 3840. To dokładnie dwukrotność 1920, czyli liczby pikseli u podstawy ekranu w standardzie Full HD (1920×1080). W pionie punktów też jest dwa razy więcej: 2160. Dwa razy dwa równa się cztery, co oznacza, że na tej samej powierzchni telewizor nowej generacji wyświetli cztery razy więcej pikseli: łącznie ponad 8 mln (ok. 8,3 megapiksela).

Oznacza to – jak zachwalają producenci – że da się już rozróżnić poszczególne włosy na głowie. Dostrzec zmarszczki na twarzy aktorki, dotąd retuszowane grubym ziarnem ekranu. A krystalicznie czysty, ostry jak brzytwa obraz zachwyci precyzją w odwzorowywaniu rzeczywistości. Teoretycznie rzecz biorąc, wszystko się zgadza, matematyka nie kłamie. W praktyce jednak efekt nie musi być równie spektakularny jak na papierze. A wręcz trudny do uchwycenia wzrokiem.

Ludzkie oko, choć niezwykle efektywne, nie ma bowiem nieograniczonej zdolności postrzegania szczegółów. A producenci zdają się ignorować ten fakt i rywalizują o klienta śrubowaniem technicznych osiągów nawet wtedy, gdy już kompletnie nie ma to sensu. Przykładem lukratywny rynek smartfonów, gdzie na ekraniku wielkości dłoni upycha się już dokładnie tyle pikseli, ile wyświetlają największe nawet telewizory Full HD. Pięciocalowe wyświetlacze o rozdzielczości 1920×1080 są dziś na wyposażeniu m.in. Sony Xperii Z i Samsunga Galaxy S4. Nawet trzymając te telefony przy samym nosie, trudno dostrzec różnicę w ostrości obrazu w porównaniu z wieloma ekranami teoretycznie mniej precyzyjnymi.

Na nieporównywalnie większym ekranie telewizora czterokrotna różnica w liczbie pikseli między Full HD a 4K powinna być bardziej widoczna. I tak jest, ale efekt robi takie wrażenie tylko wtedy, gdy ekran jest bardzo duży, a widz siedzi blisko. Mija się z celem kupowanie odbiornika z ekranem 4K o przekątnej 42 cale i oglądanie transmisji z typowej odległości 2–3 m. Rozdzielczość 4K wymaga co najmniej 50-calowego ekranu, a to naprawdę minimum, prawdziwa zabawa zaczyna się powyżej 60 cali. Jak na warunki typowych polskich mieszkań i pensji, trudno wróżyć tej technologii szalone powodzenie.

Kinowa skala

Gdy jednak kogoś stać, oglądanie filmu na 84-calowym telewizorze 4K jawi się jako uczta dla oka. Prawdopodobnie większe wrażenie od zatrzęsienia widocznych z bliska detali robi jednak wielkość ekranu. To efekt skali znany z kina, dotąd trudny do osiągnięcia w warunkach domowych. Rozdzielczość 4K służy tu nie tyle jako wartość dodana, ile jako warunek utrzymania jakości obrazu. Przy takim powiększeniu i rozdzielczości Full HD byłby już dostrzegalnie ziarnisty. Imponujący 84-calowy telewizor 4K firma LG wyceniła na, bagatela, blisko 80 tys. zł. Modele 55-calowe, na przykład firmy Sony lub Samsung, kosztują trzy-, czterokrotnie mniej. Ale to wciąż fortuna.

Kolejna wątpliwość związana z 4K dotyczy oferty treści tej jakości. Standard ten jest nadzieją dla kinomanów, pozwala bowiem wreszcie zdigitalizować bez utraty jakości filmy nakręcone na taśmie filmowej 35 mm. Ma zatem świetlaną przyszłość w kinach tradycyjnych, trudniej mu jednak będzie zdominować kino domowe. Film kinowy, zapisany w 4K, może mieć bowiem objętość nawet dużo powyżej 100 GB. To znacznie więcej, niż mogą pomieścić dostępne w sklepach płyty Blu-ray. Istnieją już nośniki optyczne w tym standardzie i czytniki dostosowane do 4K, ale ze względu na cenę używa się ich jedynie w celach profesjonalnych.

Zostaje transfer przez Internet, ale w praktyce skorzystają z niego bez zgrzytania zębami tylko użytkownicy bardzo szybkich łączy. Telewizja 4K nie istnieje, choć eksperymenty z nadawaniem sygnału w tak wysokiej rozdzielczości przeprowadzano już w ubiegłej dekadzie. Pierwsze jaskółki rzeczywistej technologicznej rewolucji poszybują prawdopodobnie nad Japonią i Koreą w przyszłym roku, ale poza fazę egzotyki telewizja 4K ma szansę wyjść najpewniej dopiero w drugiej połowie dekady.

Na co zatem może liczyć szczęśliwy nabywca supertelewizora umożliwiającego liczenie włosów? Na amatorskie kamery 4K, dzięki którym nakręci rodzinną imprezę lub występ dziecka w szkolnym przedstawieniu z feerią detali. Producenci telewizorów stawiali też chyba na miłośników gier wideo, ale niedawno ostatecznie się okazało, że konsole nowej generacji: Xbox One, a nawet wyraźnie od niego potężniejsza PlayStation 4, obsłużą bez zadyszki co najwyżej gry w rozdzielczości Full HD.

Pocieszeniem jest możliwość przeskalowywania przez telewizory obrazu niższej rozdzielczości do formatu 4K. To półśrodek, ale zawsze coś. Wyższa rozdzielczość zapowiada się na razie jako cymes dla elity krezusów, a nie jako koło ratunkowe dla zagrożonego przemysłu produkcji telewizorów. Łatwiej byłoby przekonać masowego klienta do kupna nowego odbiornika, gdyby oprócz rozdzielczości 4K – gdy technologia ta stanieje już do rozsądnego pułapu – kusiło go coś jeszcze. Piękne, soczyste kolory, przy których obraz na dzisiejszych telewizorach wyglądałby na wyblakły.

Prace nad ulepszaniem wyświetlaczy ciekłokrystalicznych trwają i przynoszą efekty. Paradoksalnie, lepiej już było. Legendarnej jakości obraz wyświetlały telewizory plazmowe Kuro – dzieła sztuki inżynieryjnej konstruktorów Pioneera, przedstawione światu w 2008 r. Dopiero niedawno dogoniły je jakością modele Panasonica, nabywcy wielu patentów zastosowanych w Kuro, który jednak w tym samym mniej więcej czasie – tak jak wcześniej Pioneer – ogłosił zakończenie prac nad rozwijaniem technologii plazmowej. Rynek jej nie przyjął, mimo że nawet tańsze plazmy Panasonica pod wieloma względami górują nad telewizorami LCD. Jakość przegrała z marketingiem i obawami o wyższe opłaty za prąd.

Największą nadzieją jutra są wyświetlacze OLED, wykonane na bazie diod organicznych, wygrywające z LCD nie tylko pod względem kolorów i kontrastu. Pobierają znacząco mniej energii, są lżejsze i cieńsze, z doskonałą ostrością wyświetlają nawet obiekty w szybkim ruchu. Technologia ta jest rozwijana od lat, wyświetlacze z diod organicznych spotykamy dziś choćby w wysokiej klasy smartfonach i aparatach fotograficznych. Już w 2008 r. Sony wprowadziło do sprzedaży pierwszy w historii telewizor OLED: XEL-1, z zaledwie 11-calowym ekranem. Największym problemem okazała się mierna żywotność matrycy – obraz szybko tracił na jakości. Dopiero niedawno udało się uzyskać na tyle zadowalającą trwałość ekranów OLED, by w końcu wprowadzić je do sklepów, ale wciąż są niezwykle kosztowne i kłopotliwe w produkcji. Z tego powodu trudno liczyć na to, że staną się poważną konkurencją dla LCD już w tym roku lub przyszłym. Zbyt mało ich trafi na rynek.

Rozdzielczość 4K i matryce OLED to nie pierwsza poważna próba podtrzymania popytu na telewizory. Nie tak dawno na wielką skalę producenci próbowali łowić klientów na trójwymiar, co zakończyło się klęską. Telewizory 3D nie sprawiły, że użytkownicy tradycyjnych odbiorników LCD i plazmowych rzucili się do sklepów. Trójwymiarowy obraz nie stał się nowym standardem z powodów, o których wiadomo było od zawsze. Są osoby, które po prostu go nie widzą. Dla wielu próba obejrzenia projekcji w 3D oznacza bóle oczu, głowy i nudności. Wszyscy natomiast woleliby oglądać film bez zakładania specjalnych okularów.

Obraz 3D widoczny gołym okiem to jedyna opcja, jaką zaakceptuje masowy rynek. Takie telewizory obiecuje – i pokazuje – Toshiba, ale efekty są nadal nie do przyjęcia. Najnowszy prototyp, prezentowany na tegorocznych targach elektroniki użytkowej CES w Las Vegas, wyświetlał obraz tak fatalnej jakości, że nie dało się tego oglądać. Nawet reprezentant producenta wydawał się tym zażenowany.

Nie wydaje się też, aby w roli wabika na klientów sprawdziło się „inteligentne” sterowanie za pomocą gestów lub głosu, możliwość nagrywania programów, integracja z serwisami społecznościowymi i inne podobne atrakcje. To są dodatki, których oczekujemy od nowych telewizorów, ale nie argumenty za wymianą dobrego modelu na inny. Kluczowa jest jakość obrazu, stąd tak wielkie nadzieje przemysłu elektronicznego związane z ekranami o rozdzielczości 3840×2160 pikseli.

Chińczycy wkraczają do akcji

Czy 4K ma większe szanse niż 3D? Tak, choć głównie jako pretekst do sprzedaży odbiorników z wielkimi ekranami. Być może ceny spadną do rozsądnego poziomu wcześniej, niż ktokolwiek myślał, bo okazję na podbicie w ten sposób rynku zwietrzyli producenci z Chin, najwyraźniej gotowi na dumpingowy gambit. Nieznana szerzej firma Seiki przyprawiła uznanych wytwórców z Korei i Japonii o ciężki ból głowy, oferując 50-calowy telewizor LCD 4K za zaledwie 1,5 tys. dol. I już zapowiada większe modele.

Sharp na wspomnianych targach CES pokazał, jako jedyny wystawca, nie tylko znakomite, naszpikowane wyrafinowanymi rozwiązaniami telewizory 4K, ale i zwiastun przyszłości: 85-calowy wyświetlacz o rekordowej rozdzielczości aż 8K: 7680×4320 pikseli! Oszałamiająco precyzyjny, nawet oglądany z bliska. Już mówi się, że 4K to zaledwie etap przejściowy, a prawdziwe oblicze jutra pokazuje Sharp. Na ekranie zbudowanym z 33 mln pikseli.

Polityka 39.2013 (2926) z dnia 24.09.2013; Nauka; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Oku na pokuszenie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Fotoreportaże

Legendarny Boeing 747 przechodzi do historii

Po ponad półwieczu dominacji na niebie do historii przechodzi Boeing 747, Jumbo Jet. Samolot, który zmienił lotnictwo cywilne. I świat.

Olaf Szewczyk
21.03.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną