Międzynarodowa Agencja Energii nie pozostawia złudzeń – zależność krajów Unii Europejskiej od importu nośników energii będzie do 2030 r. rosnąć. W przypadku ropy wzrośnie do 89 proc. (wobec 83 proc. w 2010 r.); w przypadku gazu do 79 proc. (wobec 62 proc. w 2010 r.); węgla – z 40 proc. w 2010 r. do 48 proc. Prognozy unijne są niemal identyczne.
A co z energetyką jądrową? Mimo że lobby ekologiczne dość skutecznie zohydza Europejczykom apetyt na energię z tego źródła, to w Unii pracuje dziś 131 reaktorów jądrowych o łącznej mocy 122 tys. MWe, których udział w wytwarzaniu energii elektrycznej w 2012 r. wyniósł 27 proc. Ma je połowa z krajów Unii, wiele buduje lub przymierza się do budowy nowych bloków jądrowych. Nie próżnują Finowie, Francuzi, Słowacy i Rumuni. To jednak ciągle zbyt mało wobec potrzeb.
Obawom o awarie elektrowni jądrowych towarzyszy pytanie, co zrobić z wypalonym paliwem. Zawiera ono bowiem niebezpieczne dla ludzi i środowiska radiotoksyczne substancje: izotopy neptunu (Np), ameryku (Am), kiuru (Cm), berkelu (Bk) i kalifornu (Cr). Te odpady trzeba izolować od środowiska przez ponad 10 tys. lat. Dlatego prowadzone są intensywne prace, aby zmniejszyć zawartość radiotoksycznych izotopów w składowanych odpadach i skrócić czas ich kwarantanny. Poza tym trwają badania nad efektywniejszym wykorzystaniem paliwa, co prowadziłoby do zmniejszenia ilości odpadów.
Nowe potęgi gospodarcze, ale nie tylko one, zwracają uwagę na możliwość przełomu w energetyce jądrowej za sprawą toru, materiału radioaktywnego uważanego przez niektórych ekspertów za znacznie bardziej atrakcyjny niż uran.