Zwołany przez Ban Ki-moona, sekretarza generalnego ONZ, jednodniowy nadzwyczajny szczyt klimatyczny, który odbył się 23 września w Nowym Jorku, był starannie wyreżyserowanym spektaklem. Emocje rozgrzał w poprzedzający go weekend People’s Climate March – Marsz dla klimatu, który przyciągnął setki tysięcy uczestników w miastach całego świata. W samym Nowym Jorku manifestowało ponad 300 tys. osób, wiele z nich postanowiło kontynuować demonstrację poza wyznaczonym scenariuszem i poszło na Manhattan, protestując przeciwko finansistom. W przekonaniu, że to ich żądza zysku przekłada się na decyzje inwestycyjne, których ostateczną ofiarą są środowisko i klimat.
W siedzibie ONZ o uwagę kamer konkurował prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama z posłańcem pokoju Leonardem DiCaprio. Ten pierwszy, jak tłumaczył szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry, postanowił przejąć polityczne przywództwo nad procesem walki o klimat. Żaden wódz nie wygra jednak bez armii, tę zaś mają zmobilizować ludzie dobrej woli, tacy jak DiCaprio i Kathy Jetnil-Kijiner z Wysp Marshalla, która swym poematem wzruszyła uczestników szczytu do łez.
Do Nowego Jorku przybyło ponad 100 głów państw, z Barackiem Obamą na czele. I choć zabrakło najwyższych rangą przedstawicieli Chin, Indii, Rosji, Kanady, to jednak polityczny cel został osiągnięty. Temat walki z globalnym ociepleniem wrócił na agendę wielkiej polityki, a najważniejsi gracze, jak USA i Chiny, dotychczas blokujący porozumienie w sprawie ograniczenia emisji tzw. gazów cieplarnianych, złożyli konkretne deklaracje działania świadczące o zmianie ich podejścia.