270 tys. ton plastiku mogłoby zapełnić 38,5 tys. kontenerów na odpady. 75 proc. z nich to pozostałości po bojach, butelkach i narzędzi do połowów. Dane te przytacza internetowe pismo naukowe „Plos One”, a ściśle: badacze z sześciu rejonów świata (USA, Francji, RPA, Australii, Nowej Zelandii i Chile). Projektowi przewodził Markus Eriksen z 5 Gyres Institute, który od lat przekonuje, że skala problemu jest niedoszacowana.
Badanie dotyczyło przy tym wyłącznie tych obiektów, które dryfują na powierzchni wód. Nie uwzględnia tworzyw sztucznych zalegających na ich dnie. Naukowcy przyjrzeli się zarówno dużym fragmentom plastiku, jak i tzw. drobnicy (pozostałościom po większych obiektach, „poszatkowanym” przez prąd oceaniczny). Dane zbierali od 2007 do 2013 r. w rejonach Morza Śródziemnego, Zatoki Bengalskiej i Australii.
Badacze zaobserwowali kilka tendencji. Po pierwsze: plastik gromadzi się zwłaszcza u wybrzeży. Im dalej od lądu, tym bardziej się rozdrabnia. Po drugie: plastik dociera aż do rejonów subpolarnych! Czyli tych zupełnie niezamieszkałych przez człowieka. Tworzyw sztucznych jest ok. 10 razy więcej, niż myśleliśmy – komentują publicyści.
To zagrożenie nie tylko dla morskiego ekosystemu – tłumaczą naukowcy. Zagrożona jest też żywność, zwłaszcza ryby i owoce morza.
Dla porównania: jeszcze w 1970 r. sądzono, że po światowych wodach dryfuje ok. 45 tys. ton plastiku.
*
Odnawiające się stare i powstające na ugorach nowe centra handlowe stały się galeriami nowego smaku (piękna), manifestacji dobrobytu (dobra) i świadectwa słuszności gospodarki rynkowej (prawdy).