Nie każdy wie, czym dokładnie zajmuje się psychologia społeczna, choć potencjalnie każdego dotyczą jej wyniki. Wiadomo na przykład, że sytuacja na polskich drogach jest zła. Notujemy na nich najwyższą w Europie śmiertelność. Od lat głowimy się, jak przekonać kierowców, by jeździli wolniej. Jako remedium proponowane są np. szokujące reklamy społeczne (w myśl intuicji: im bardziej wystraszę, tym bardziej posłuchają). Badania psychologów społecznych prowadzą jednak do zupełnie odmiennych wniosków. Wystraszony reklamą kierowca... raczej przyspieszy, uciekając przed lękiem.
Psychologia społeczna znajduje również zastosowanie w projektowaniu leków. Jak powinny wyglądać, by w opinii pacjentów lepiej leczyły (np. dla biorących leki przeciwbólowe ma znaczenie, czy są one duże/małe, przezroczyste/białe/czerwone). Badania psychologów społecznych ujawniły też mechanizm działania reklamy podprogowej, a także pokazały, jak wpływa na ludzi oglądana w filmach i reklamach przemoc. W końcu psychologia społeczna wyjaśniła kwestię rozproszenia odpowiedzialności. Okazało się, wbrew zdrowemu rozsądkowi, że im więcej osób uczestniczy w wypadku, tym bardziej maleje szansa na udzielenie pomocy. Wyniki te umożliwiły zrewolucjonizowanie metod ratowania poszkodowanych.
Mimo tych sukcesów ostatnie lata były niezwykle trudne dla psychologii społecznej. Wyszło na jaw, że i w tej dyscyplinie nauki działają czarne owce, które fałszują lub fabrykują dane i podkręcają statystyki. Krótko mówiąc – fryzują. Oto lista podstawowych grzechów.
Naginanie danych
Psychologowie (nie tylko społeczni) umówili się na termin „różnice istotne statystycznie”. Oznacza on, że zbadana prawidłowość nie jest przypadkowa, a jesteśmy jej pewni w co najmniej 95 proc. Np. badamy skuteczność jakiejś terapii.