Mobilność to jedna z najbardziej charakterystycznych cech ludzkiego gatunku. Nigdy nie mogliśmy usiedzieć zbyt długo na miejscu. Tę samą cechę mieli przedstawiciele pozostałych, rozlicznych i dziś już wymarłych, odmian człowieka. Wszystkich ciągnęło do miejsc, które wydawały się atrakcyjniejsze do życia. Czasem naszych przodków zmuszało do migracji pogorszenie warunków przyrodniczych i konieczność poszukiwania nowych źródeł pokarmu oraz zbiorników wody. Ale bywało i tak, że porzucali swoje siedziby, aby dotrzeć tam, gdzie dzięki technicznym nowinkom komfort życia był wyższy. Dziś tych pierwszych nazwalibyśmy uchodźcami klimatycznymi, a drugich – migrantami ekonomicznymi.
Najwytrwalszym ze wszystkich wędrowców okazał się Homo sapiens, czyli my. Dziś jest nas wszędzie pełno, a na stałe nie zaludniliśmy tylko skutej lodem Antarktydy, którą odkryliśmy dopiero dwa wieki temu. Świat podbijaliśmy w kilku etapach. Każdy owiany jest mrokiem tajemnicy, a najmniej wiemy o pierwszym – wyemigrowaniu z macierzystego, afrykańskiego lądu i zasiedleniu sąsiednich. Pomiędzy badaczami trwa spór o to, czy uczyniliśmy to dopiero 50–60 tys. lat temu, w ramach jednej fali migracyjnej, która wkrótce ogarnęła Europę, Azję i Australię, czy też – jak chcą inni uczeni – tych fal było więcej, a pierwsza z nich ruszyła na wschód do Azji już ponad 100 tys. lat temu? Jej przedstawiciele trzymali się tropików, a na miejscu mieszali się z lokalnymi populacjami wcześniejszych odmian ludzi.
Raj eemski
Jako gatunek z niebytu wyłoniliśmy się przed 190–160 tys.