Alan Levinovitz zajmuje się religioznawstwem w amerykańskim James Medison University, a doktorat obronił na wydziale teologii University of Chicago. Czy ktoś o takich kompetencjach powinien się wypowiadać na temat wpływu jedzenia na zdrowie człowieka i skuteczności rozmaitych diet?
Okazuje się, że tak. Levinovitz potrafi świetnie zrelacjonować stan wiedzy oraz wyniki badań naukowych. Natomiast dzięki swojemu wykształceniu patrzy na kwestię różnych diet, lęków społecznych dotyczących jedzenia i w ogóle nastawienia ludzi do żywności w sposób nietuzinkowy. Dowodzi bowiem, że wiele naszych obaw i mód dietetycznych przypomina nakazy religijne i nie jest niczym nowym. Na poparcie tej tezy podaje m.in. przykład sprzed dwóch tysięcy lat, gdy chińska cywilizacja opierała się na tzw. pięciu zbożach: dwóch gatunkach prosa, konopiach, ryżu i fasoli. Ze względu na swoje znaczenie były one porównywane do religijnych bóstw. Ale w pewnym momencie garstka mistyków, twórców taoizmu, zaczęła oskarżać święte zboża o „gnicie i zanieczyszczanie organów wewnętrznych”, co miało prowadzić do chorób i śmierci. Wyeliminowanie ich z diety przedstawiano również jako ucieczkę przed zgubną nowoczesnością.
Dziś także można spotkać np. wyznawców spożywania tylko dawnych gatunków zbóż (m.in. pszenicy) albo paleodiet (jedzmy jak jaskiniowcy). A słownictwo związane z odżywianiem pełne jest określeń moralnych i religijnych. Jak pisze Levinovitz, żywność jest naturalna bądź sztuczna, dobra lub zła. Zła żywność może zaszkodzić, ale jest kusząco smaczna i sprawia „grzeszną” przyjemność. Z kolei dobra żywność jest jednolita, prawdziwa i czysta. Ponadto musi być naturalna, bo przetwarzana jest niedobra.