Kiedy w 2009 r. holenderska dziennikarka Martine Postma uruchamiała w Amsterdamie swój maleńki lokal, w którym poza wypiciem kawy można było sobie naprawić zepsuty czajnik, parasol albo odbiornik radiowy, marzenia miała skromne. Chciała po prostu stworzyć miejsce, w którym rzeczy skazane na wyrzucenie zyskiwałyby drugie życie. Wcześniej napisała książkę o tym, jak społeczeństwa zachodnie stały się największymi na globie producentami śmieci.
Po wydaniu książki Postma uznała, że naprawianie świata najlepiej zacząć od siebie. Jej lokalik – nazwała go Repair Café – miał działać wedle zasady „napraw sobie sam”. Spotykać się tu mieli ci, którzy chcą sobie zreperować zepsutą rzecz, z tymi, którzy wiedzą, jak się zabrać do rzeczy, i pomogą na ochotnika. Kto akurat nie miał niczego do zreperowania, też mógł wpaść, napić się kawy, popatrzeć, jak z naprawą radzą sobie inni, może samemu coś doradzić. Kiedy okazało się, że Repair Café w Amsterdamie stała się popularnym miejscem, Postma pomyślała, że fajnie byłoby uruchomić po jednym takim lokalu w każdej z 12 holenderskich prowincji. To był krok, który uruchomił lawinę.
Dziś na świecie działa ponad tysiąc takich reperowni, a ruch Repair Café dotarł do blisko 30 krajów. Według publikacji, którą wydano z okazji siódmej rocznicy powstania pierwszego lokalu, od wyrzucenia na śmietnik uratowano blisko pół miliona przedmiotów. – To nasz skromny na razie udział w rewolucyjnych zmianach, które nadchodzą, a których celem jest zastąpienie tradycyjnej gospodarki działającej wedle schematu „kup, skonsumuj, wyrzuć” innym modelem, w którym odpadów praktycznie nie będzie, bo albo zostaną ponownie wykorzystane, albo też przetworzone.