Niemal każdy widział kiedyś kwitnienie stawu. Najpierw brzegi błękitnego oczka wodnego pokrywają się zielonym nalotem. Następnie sinice, okrzemki, zielenice i inne rośliny stopniowo zagarniają coraz większą powierzchnię stawu. Do tego stopnia, że w końcu spod grubej zielonej skorupy nie widać nawet skrawka wody. Czy podobny los czeka Ocean Arktyczny? Nie będzie aż tak źle, ale tendencja jest niepokojąca.
W 2011 r. naukowcy NASA dokonali niezwykłego odkrycia. Zauważyli, że wody skutego lodem Oceanu Arktycznego stały się… zielone. Po zbadaniu próbek okazało się, że – mimo lodu – w wodzie rozwinął się fitoplankton, i to on był odpowiedzialny za niezwykłą barwę wody.
Czy glony w Oceanie Arktycznym są groźne?
Przed rokiem 2011 uczeni sądzili, że fitoplankton może rozwijać się jedynie na wodach niepokrytych lodem. Pokrywa, która przez większość roku skrywa Morze Arktyczne, powinna być na tyle gruba, żeby zapobiegać przedostawaniu się promieni słonecznych pod powierzchnię wody, a bez słońca – nie ma glonów.
Dlatego odnalezienie fitoplanktonu pod pokrywą arktycznego lodu było dla naukowców dużym zaskoczeniem i sygnałem alarmowym. Ale niespodzianki wcale się na tym nie skończyły. Okazało się, że fitoplanktonu przybywa, ale naukowcy nie potrafili określić, jak szybko się to dzieje, oraz – co ważniejsze – dlaczego fitoplankton zadomowił się pod lodem. Jak donosi Leah Burrows z „Harvard Gazette”, wreszcie znaleziono odpowiedź na te pytania.
Dzięki modelowaniu matematycznemu naukowcy z Harvard John A. Paulson School of Engineering and Applied Science (SEAS) udowodnili, że za rozwój glonów pod powierzchnią odpowiedzialne są bardzo szybkie topnienie lodu i stopniowe zmniejszanie się jego średniej grubości.