Kiedy w lutym lub marcu media donoszą o wysokiej zapadalności na grypę, wyznawcy teorii spiskowych (a jak wiadomo, mamy ich w Polsce sporo) są przekonani, że ta epidemia strachu ma zwiększyć sprzedaż starych zapasów szczepionek. Jak zinterpretują zatem ostatnie doniesienia o coraz liczniejszych zachorowaniach na odrę – chorobę, z którą moglibyśmy sobie łatwo poradzić dzięki utrzymywaniu wysokiej wyszczepialności? A ona odradza się jak feniks. Dlaczego? Bo coraz więcej dzieci nie jest na nią odpornych.
W 2010 r. odnotowano w Polsce 13 zachorowań na odrę, dwa lata później – 71, w 2014 r. – 110, a w ubiegłym roku było ich już 133. W całej Europie powrót odry stał się faktem. Tylko w styczniu 2017 r., według danych Światowej Organizacji Zdrowia, zachorowało na nią 559 osób, w Rumunii od ubiegłego roku kilkanaście zmarło. Niektórzy młodzi pediatrzy w prywatnych rozmowach żartują, że cieszy ich ta sytuacja, gdyż ich nauczyciele na temat odry musieli uczyć się z podręczników, a oni mogą poznawać ją klinicznie na pacjentach, co w medycynie jest zawsze wartościowsze i pozostaje na dłużej w pamięci.
Na pewno z takiego obrotu sprawy nie cieszą się jednak ci, którzy (chcąc nie chcąc) stają się obiektem takich studiów – odra to choroba poważna, obarczona ryzykiem wielu powikłań. W dodatku bardzo zaraźliwa: jeden chory może zarazić drogą kropelkową od 15 do 20 innych osób (zwłaszcza w okresie 5 dni przed pojawieniem się wysypki i 4 dni od momentu jej wystąpienia).
Kiedy zaszczepić dziecko, żeby uniknąć odry?
Zgodnie z obowiązkowym kalendarzem szczepień przeciwko odrze zaplanowane są dwie szczepionki: pierwsza w 13.