Najgorętszy naukowy spór na początek tegorocznej letniej kanikuły dotyczy długości naszego życia. A dokładniej: na ile lat zaprogramowany jest ludzki organizm? Na 115, jak przekonywali jeszcze w październiku 2016 r. na łamach „Nature” genetycy z Albert College of Medicine w Nowym Jorku, czy też nie ma wcale takiego limitu – jak w tym samym periodyku zdają się teraz sugerować naukowcy z kanadyjskiego Uniwersytetu McGill oraz pięciu ośrodków z Europy?
Przyznają Państwo, że dyskusja pełna rumieńców jest godna nie tylko naukowej debaty, jako że o tej porze roku nic bardziej nie powinno nas zajmować niż to, ile będzie trzeba znieść na tym ziemskim padole. 115 lat wydało się zbyt pesymistyczną granicą, toteż postanowiono nie określać jej wcale. Tyle tylko, że zarzuty pod adresem wcześniejszej publikacji spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem jej autorów, sugerujących, że krytycy nie chcą po prostu pogodzić się z własną śmiertelnością.
Nieśmiertelność okiem nauki
Dla jednych 115 lat to sporo i wystarczająco, by z godnością zejść z tego świata – inni woleliby natomiast pójść w ślady długowiecznych rekordzistów, którzy dożywają 116, 117, a w przypadku pewnej Francuzki nawet 122 lat (mowa o słynnej Jeanne Calment, która zmarła w tym sędziwym wieku w 1999 r. i jej wyczynu jak dotąd nikomu nie udało się pobić).
Chcąc rozwikłać ten spór, pewnie warto zapytać, co możemy mieć z tak długiego życia – bo na razie nauka nie potrafi zaradzić utracie zmysłów, pomarszczonej skórze, najróżniejszym niedomaganiom w starczym wieku. Jeśli ktoś chce zostać matuzalemem, to na pewno zdrowym i sprawnym, a niestety na to liczyć mogą tylko nieliczni.
Cywilizacja dodała nam wielu lat – za sprawą wodociągów, podwyższenia standardów higieny, rozwoju medycyny i rozmaitych technologii, które ratują ludzi z najcięższych zdrowotnych opresji – ale sami musimy napisać sobie receptę na długie i udane życie, bo naukowcy jakoś nie chcą zrobić tego za nas.