Przemek Berg: – Jak pan ocenia misję Voyagera?
Piotr Wolański: – Jako wielki sukces. To pierwszy zbudowany przez człowieka obiekt, który znalazł się w przestrzeni międzygwiazdowej. Choć należy pamiętać, że wcześniej, w 1970 r., wysłano dwa próbniki Pioneer, 10 i 11, które też kiedyś opuszczą Układ Słoneczny. W 1977 r., w sierpniu, wyniesiono najpierw Voyagera 2, a w dwa tygodnie później bliźniaczego Voyagera 1, który szybko prześcignął swojego poprzednika. Obecnie Voyager 1 jest zdecydowanie najdalej, już poza oddziaływaniem Słońca i całego Układu Słonecznego, ale wciąż jeszcze w dużej odległości od pierwszych gwiazd naszej Galaktyki. Tą pierwszą, do której się zbliży, będzie Gliese 445, ale stanie się to dopiero za około 40 tys. lat. To pokazuje, jaki ogromny jest Kosmos i jak, w rzeczy samej, mało jeszcze przez nas zbadany.
Ale przecież poznaliśmy Kosmos najbliższy, czyli Układ Słoneczny…
Powiedziałbym nawet, że dość dokładnie i z bliska, ponieważ wokół jego wszystkich planet przeleciały nasze sondy i próbniki. Kilka z tych planet udało się zbadać szczegółowo, na przykład Marsa, a potem Saturna i Jowisza, wreszcie Urana, a ostatnio Plutona. Tę ostatnią karłowatą planetę poznała sonda New Horizons, która była najszybszą z wysłanych dotąd w przestrzeń kosmiczną. Na starcie osiągnęła prędkość 16 km/s, a potem jeszcze przyspieszyła, zyskując tzw. asystę grawitacyjną Jowisza. New Horizons także opuści kiedyś Układ Słoneczny, tymczasem bada jego rubieże, czyli pas Kuipera.
Za mniej więcej osiem lat radioizotopowe ogniwa termoelektryczne, z których korzysta Voyager, wyczerpią się i kontakt z sondą stanie się niemożliwy. Co wtedy?
Rozpad radioaktywny w ogniwach zanika wykładniczo, więc za kilka lat wciąż jeszcze będą działały, jednak ich moc będzie tak mała, że nie wystarczy do naładowania akumulatorów na tyle, by wysyłać z Voyagera sygnały do Ziemi i by można było nim z Ziemi sterować.