Jak podaje Międzynarodowa Organizacja Meteorologiczna przy ONZ, w 2016 roku koncentracja CO2 w atmosferze wynosiła 403,3 ppm. W roku 2015 wskaźnik ten wynosił 400 ppm.
Do początku rewolucji przemysłowej poziom dwutlenku węgla w atmosferze wynosił jedynie 280 ppm i przez co najmniej 800 tys. lat był niemal stały. Tymczasem od początku ery industrialnej, czyli w ciągu ostatnich 266 lat, „udało nam się” podnieść ten wskaźnik aż o 70 proc. Co to właściwie oznacza?
Czym jest stężenie dwutlenku węgla?
Żeby w pełni zdać sobie sprawę z wagi ostrzeżenia WMO, należy zwrócić uwagę na różnicę między wskaźnikiem emisji CO2 a jego stężeniem w atmosferze. Ten pierwszy mówi, ile ludzkość wyprodukowała dwutlenku węgla np. w ciągu roku. Ten drugi – ile cząsteczek tego związku znajduje się obecne w atmosferze (wskaźnik ppm, czyli liczba cząsteczek na milion).
Przed rewolucją industrialną rachunek był prosty. Cały dwutlenek węgla wydzielany przez drzewa, oceany i istoty żywe był przez nie również absorbowany. Jednak razem z początkiem rewolucji industrialnej (autorzy raportu datują jej początek na 1750 r.) ludzkość zaczęła wypuszczać do atmosfery dodatkowy dwutlenek węgla, którego środowisko naturalne nie było w stanie „skonsumować”, w związku z czym stężenie tego związku w atmosferze zaczęło rosnąć i zmieniać klimat.
Skąd naukowcy wiedzą, jakie było stężenie CO2 w atmosferze 800 tys. lat temu? Ustalili to dzięki badaniu rdzeni lodowych (a dokładniej zamarzniętych w lodzie bąbelków powietrza) z Antarktydy i Grenlandii, co jest jedną z lepszych metod uzyskiwania informacji o składzie prehistorycznej atmosfery. Badania te pokazują, że atmosfera (z powodu działań człowieka) zaczęła się zmieniać. Czy jej obecny stan ma swój odpowiednik w historii naszej planety?
Okazuje się, że tak. Dzięki mniej precyzyjnemu badaniu skał naciekowych naukowcy byli w stanie stwierdzić, że podobne do obecnego stężenie CO2 w atmosferze miało miejsce 5–3 mln lat temu (epoka pliocenu). Czy podobny skład atmosfery oznacza, że klimat na Ziemi stanie się podobny do tego sprzed 5 mln lat? Prawdopodobnie. Oznaczałoby to wzrost średniej temperatury Ziemi o 2–3 st. i podniesienie się poziomu oceanu o 10–20 m.
Nie jest to szczególnie korzystny dla ludzkości scenariusz. Ale owo błędne koło (wyższe stężenie CO2 powoduje zmiany klimatu, zmiany klimatu powodują pustynnienie, mniej roślin to mniejsze zdolności absorpcji CO2) wyjątkowo trudno przerwać. Co więcej, w przyszłości prawdopodobnie będzie gorzej: – Obecnie co roku około połowy dwutlenku węgla, który emitujemy, jest pochłaniane przez roślinność i oceany – tłumaczy dr Aleksandra Kardaś, fizyk atmosfery oraz jedna z autorek popularnonaukowego bloga „Nauka o klimacie”. – Niestety spodziewamy się, że wzrost średniej temperatury powierzchni Ziemi ograniczy to zjawisko – w niesprzyjających warunkach klimatycznych roślinność zacznie obumierać, możliwość absorpcji gazów przez ocean również zacznie spadać. Z czasem dojdzie prawdopodobnie do tego, że przyroda zacznie emitować więcej dwutlenku węgla, niż pochłania, co dodatkowo utrudni zmniejszenie jego koncentracji w powietrzu.
Jak CO2 wpłynie na klimat planety?
Więc jak będzie wyglądała nasza przyszłość, jeżeli nie zmniejszymy koncentracji CO2 w atmosferze? Będzie źle. Jak wskazuje Kardaś: – Szansa na odwrócenie większości zmian spowodowanych wzrostem koncentracji dwutlenku węgla istnieje, dopóki nie przekroczymy zbyt wielu „punktów krytycznych”. W przeciwnym razie Ziemia zacznie dążyć do nowego stanu równowagi.
Te punkty to między innymi:
1. Zanik lodu morskiego – jeśli zniknie go za dużo, to nawet zastopowanie emisji nie wystarczy, by go ocalić.
2. Topnienie Antarktydy – jeśli stopnieje za dużo lodu, to reszta nieuchronnie spłynie do oceanu, nawet przy zatrzymaniu ocieplenia.
3. Wymieranie tajgi czy lasów tropikalnych – po suszach i pożarach las się nie odradza, jeśli zniknie go za dużo, nawet zatrzymanie zmiany klimatu go nie uratuje.
Naukowcy oceniają, że przekroczenia większości punktów krytycznych uda się uniknąć, jeśli temperatura nie wzrośnie o więcej niż 2 stopnie względem epoki przedprzemysłowej. Tymczasem fakt, że prezydent Trump próbuje wycofać się z porozumienia paryskiego, a wdrażanie jego kolejnych zapisów idzie jak po grudzie, nie nastraja optymistycznie.
Aby uniknąć katastrofy, należałoby właściwie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do zera oraz podjąć szeroko zakrojone działania mające na celu ochronę naszej planety. Choć celniej byłoby powiedzieć: „ochronę ludzkości”. Planeta sobie poradzi i bez względu na skład atmosfery (albo jej brak) będzie okrążała Słońce tak samo jak dziś. Z tą różnicą, że nie będzie po niej chodził żaden człowiek.