„Setki pacjentów dostały wadliwą szczepionkę” – donosi pierwsza strona Onet.pl. „Skandal szczepionkowy” – ostrzega Interia.pl. „Preparaty poddawane utylizacji były podawane nawet noworodkom” – bije po oczach nagłówek artykułu „Gazety Prawnej”, który stał się zaczątkiem dzisiejszej sensacji.
Do sprawy odniósł się już na szybko zwołanej konferencji prasowej minister zdrowia z całą swoją świtą, bo byli na niej również obecni wiceminister odpowiedzialny za leki oraz urzędnicy Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Medialne doniesienia, kreujące sensację, są – na szczęście! – tylko w części uzasadnione.
Szczepionki zamiast do utylizacji trafiły do pacjentów
Okazuje się, że na skutek huraganu, który przeszedł nad zachodnią Polską jesienią 2017 roku, w przychodniach mających magazyny wypełnione szczepionkami odcięto dopływ prądu. To wyłączyło pracę agregatów i lodówek, czego skutkiem było wadliwe przechowywanie przez ok. 24 godziny wrażliwych na zmiany temperatury opakowań szczepionek.
Dziennikarze „Gazety Prawnej” ustalili z inspekcją farmaceutyczną i sanepidem, na przykład z Gorzowa Wielkopolskiego i województwa lubuskiego, iż część produktów, które powinny ulec utylizacji, trafiły mimo wszystko do lekarzy, a ci podali je pacjentom. Lista jest całkiem długa, były to bowiem szczepionki przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, meningokokom, pneumokokom, tężcowi, gruźlicy, wściekliźnie, ospie wietrznej.
Czytaj także: Coraz więcej osób nie szczepi dzieci na odrę. Efekt? Choroba wraca
Dobro pacjenta przegrywa z przymusem oszczędzania
Czy to rzeczywiście niebezpieczne?