Psychologa dr. Tomasza Witkowskiego można bez zbytniej przesady uznać za czołowego tropiciela pseudonauki w jego własnej dziedzinie. Poświęcił temu dwutomową książkę „Zakazana psychologia” (ukazała się także jej anglojęzyczna wersja) oraz sporo artykułów i wywiadów, w tym publikowanych na naszych łamach. W Poradniku Psychologicznym POLITYKI „Ja My Oni” trzy lata temu (nr 14) mówił m.in.: „Niekiedy ludziom uprawiającym jakiś zawód nie zależało na (…) regulacjach, bo wiązało się to z koniecznością zastosowania się do standardów jakości i odpowiedzialnością za własne działania. Wróżbiarstwo, jasnowidzenie, prostytucja, astrologia czy tzw. medycyna alternatywna to właśnie przykłady takich usług. Niestety, do tej niechlubnej listy muszę dopisać psychoterapię w Polsce”.
Witkowski postanowił swoją bezpardonową krytykę rozbudować do rozmiarów sporej (430 stron) książki zatytułowanej „Psychoterapia bez makijażu”. Została ona dość specyficznie skonstruowana. Składa się z kilku obszernych wywiadów z pacjentami skrzywdzonymi na różne sposoby podczas terapii. Każdy przypadek autor omawia z niezwiązanym ze sprawą psychoterapeutą, poruszając przy okazji różne problemy i kontrowersje związane z psychoterapią w ogóle – np. jakiej terapii unikać, czego oczekiwać oraz jak wychwycić nieprofesjonalne zachowania. Całość kończy się zaś wywiadem ze specjalistą, który porzucił swój zawód, gdyż zwątpił w sens jego uprawiania.
Witkowski już we wstępie do książki ujawnia swój cel: dowiedzenie, że każda psychoterapia jest praktyką, która ze względu na swoje immanentne cechy może prowadzić do nadużyć.