Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Bliskie spotkanie drugiego stopnia

Jak zatrzymać katastrofę klimatyczną

Czy cel zapisany w Porozumieniu Paryskim w ogóle jest wykonalny? Czy cel zapisany w Porozumieniu Paryskim w ogóle jest wykonalny? NinjaDriverlnBrussels / Wikipedia
Czy można w ciągu dekady zmniejszyć globalne emisje gazów cieplarnianych o połowę, a w ciągu trzech dekad całkowicie je zneutralizować? Zadanie wydaje się niewykonalne, ale to jedyna szansa na uniknięcie katastrofy klimatycznej.
Ludzkości niezwykle trudno będzie zatrzymać ocieplenie klimatu poniżej progu 1,5 st. C.Jan Włodarczyk/Forum, Dan Riedhuber/Reuters/Forum Ludzkości niezwykle trudno będzie zatrzymać ocieplenie klimatu poniżej progu 1,5 st. C.
Emisje dwutlenku węgla osiągnęły w 2017 r. rekordowy poziom, złota era węgla trwa.Kai Pfaffenbach/Reuters/Forum Emisje dwutlenku węgla osiągnęły w 2017 r. rekordowy poziom, złota era węgla trwa.

Artykuł w wersji audio

Naukowcy z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC), uhonorowanego Pokojową Nagrodą Nobla w 2007 r., potrafią budować napięcie niczym autorzy seriali sensacyjnych. Najpierw przez wiele miesięcy gromadzą dane z całego świata, potem rozsyłają wstępne wersje swoich ustaleń do zamkniętego grona recenzentów, a na koniec całe to grono spotyka się w jakimś miejscu na globie, aby za zamkniętymi drzwiami przez wiele dni wykłócać się o każde słowo w końcowym raporcie, którego treść jest do ostatniej chwili trzymana w tajemnicy. Na miejsce premiery być może najważniejszej publikacji w trzydziestoletniej historii tej organizacji (IPCC powstał jesienią 1988 r.) został wybrany Inczon w Korei Południowej.

W grudniu 2015 r. przedstawiciele blisko 200 krajów będących stronami Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC) podpisali porozumienie paryskie, zobowiązując się do powstrzymania wzrostu średnich rocznych temperatur na globie. W dokumencie zapisano, że wzrost nie powinien przekroczyć poziomu 2 st. C, licząc od początku epoki przemysłowej, ale po przecinku dodano, że najlepiej byłoby nie przekroczyć niższego progu – 1,5 st. C. Początek epoki przemysłowej można liczyć różnie, ale w tym przypadku założono, że jest to połowa XIX w. W praktyce punktem odniesienia do wyliczania późniejszego wzrostu temperatur stały się lata 1850–1900. Od tego okresu do dziś temperatury na globie podniosły się o około 1 st. C, z czego wynika, że do przekroczenia wartości granicznej wskazanej w porozumieniu paryskim pozostał nam jeszcze tylko 1 st. C, a w wersji ambitniejszej – zaledwie 0,5 st. C.

Różnica wydaje się niewielka, ale głównymi orędownikami wpisania do porozumienia tego niższego progu były małe kraje wyspiarskie. Ich przedstawiciele zwracali uwagę, że pół stopnia Celsjusza więcej może zdecydować o ich przyszłości. Na cieplejszej planecie, na której poziom mórz będzie nieco wyższy, wiele wysepek wystających z morza na metr lub dwa przestanie nadawać się do zamieszkania. Nawet jeśli nie znikną, to nie zdołają się obronić przed zalewającymi je falami sztormowymi. Ten sam los może spotkać wiele płaskich, niskich wybrzeży zamieszkanych przez setki milionów ludzi. To, co dla jednych wciąż jest jeszcze względnie bezpieczne, dla innych może już stanowić zagrożenie. Zatem kiedy powinniśmy uznać, że zmiany klimatyczne są już groźne?

Ryzyko, czyli co?

Pytanie to pada nie pierwszy raz. Kiedy w 1992 r. podczas słynnego Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro podpisywano konwencję UNFCCC, w deklaracji wstępnej napisano, że umowa ma zapobiec „wywołanym przez człowieka groźnym zmianom w ziemskim systemie klimatycznym”. Przez kolejne dekady debatowano, co to właściwie „groźna zmiana klimatu”. Politycy czekali na odpowiedź od naukowców, lecz ci odbijali piłeczkę, zwracając uwagę, że to sama ludzkość musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki poziom ryzyka jest w stanie zaakceptować. Rola badaczy kończy się na dostarczeniu informacji: zebraniu i analizie danych, przedstawieniu wyników symulacji przyszłych zmian klimatycznych, wskazaniu ewentualnych dróg działania z uwzględnieniem ich pozytywnych i negatywnych konsekwencji.

Mniej więcej dekadę temu w dyskusjach pojawił się próg 2 st. C, który w Paryżu obniżono do 1,5 st. C. W dużym stopniu była to zasługa negocjatorów z grupy Climate Vulnerable Forum składającej się z 20 krajów rozwijających się, które obawiają się, że zmiana klimatu dotknie je znacznie silniej aniżeli kraje bogate. Można zatem powiedzieć, że dopiero trzy lata temu ludzkość uzgodniła, co to właściwie znaczy dla niej „groźna zmiana klimatu”.

Dopiero kiedy cel został wskazany, uczestnicy paryskiej konferencji postanowili poprosić naukowców, aby ci porównali dwa warianty wzrostu temperatur na Ziemi: o 1,5 st. C i o 2 st. C. Z prośbą zwrócono się do IPCC, a ta odparła, że potrzebuje trochę czasu i będzie gotowa z raportem jesienią 2018 r. Czas był potrzebny, ponieważ IPCC nie prowadzi sama badań. Za to pracowicie podsumowuje ich wyniki. Dokonują tego specjalnie stworzone grupy robocze złożone z naukowców z całego świata. Co roku ukazują się setki prac na temat ziemskiego klimatu. Te obserwacje, analizy, symulacje komputerowe są zbierane i analizowane w ramach IPCC, która z lawiny doniesień próbuje wyłowić globalne trendy. Do tego niezbędny jest dystans. Z tego powodu niektórzy badacze krytykują IPCC za nadmierną ostrożność. Tym bardziej zaskakuje śmiałość prognoz przedstawionych w Inczon.

Dwa światy

Opublikowany w ubiegłym tygodniu raport zawiera wiele poważnych przestróg dotyczących najbliższych dekad. Pewnych zjawisk uniknąć się nie da. Naukowcy przypominają, że te gazy cieplarniane, które zostały już wpompowane przez ludzkość do atmosfery, będą wciąż nas podgrzewały. „Jest ich tyle, że gdybyśmy w tym momencie zatrzymali emisje na całym globie, wówczas i tak temperatury globalne podniosłyby się o około 0,5 st. C w ciągu następnych dwóch, trzech dekad” – zwracają uwagę badacze. Co to oznacza? Ano to, że ludzkości niezwykle trudno będzie zatrzymać ocieplenie klimatu poniżej progu 1,5 st. C. „Świat cały czas się ociepla, obecnie w tempie 0,2 st. C na dekadę. Skutki są już widoczne, a jeżeli nie zatrzymamy emisji gazów cieplarnianych, to pod koniec XXI w. klimat na Ziemi będzie cieplejszy o około 3 st. C w porównaniu z epoką przedprzemysłową. W takim przypadku próg 1,5 st. C zostałby osiągnięty około 2040 r.” – czytamy na jednej ze stron raportu. Dodajmy, że mówiąc o 3 st. C, w razie sprawdzenia się czarnego scenariusza, raport IPCC i tak jest ostrożny. Są tacy badacze, zdaniem których skala ocieplenia będzie większa, ponieważ pękną rozmaite hamulce trzymające cały system w ryzach.

Załóżmy jednak, że uda się obronić szaniec 1,5 st. C. Nawet wtedy trzeba się spodziewać wielu negatywnych efektów. Po pierwsze, wyraźnie wzrośnie liczba ekstremalnych zjawisk pogodowych. Nadchodzą fale gorąca, nawałnic i długotrwałych susz. Jeszcze gorzej będzie, gdy temperatury przekroczą kolejny próg, czyli 2 st. C. Na całym globie wyraźnie podniosą się dobowe temperatury maksymalne i minimalne. W cieplejszych rejonach planety susze i fale gorąca dotkną prawie pół miliarda ludzi więcej niż w scenariuszu 1,5 st. C. To jedno z zagrożeń, których szczególnie obawiają się kraje biedniejsze.

Kolejnym jest oczywiście wzrost poziomu oceanów. W łagodniejszym scenariuszu klimatycznym (1,5 st. C) będzie niższy o 10 cm niż w ostrzejszym (2 st. C). Pierwszy wariant oznacza ocalenie siedzib około 10 mln ludzi. Poza tym „w świecie 2 st. C” Arktyka latem pozbywałaby się całkowicie lodu raz na 10 lat, rafy koralowe praktycznie zniknęłyby, a ekosystemy naturalne zostały zniszczone na 13 proc. powierzchni lądów. Powszechne stałyby się pożary roślinności, inwazje szkodników i chorób. Dla porównania, w „świecie 1,5 st. C” Arktyka traciłaby letni lód średnio raz na sto lat, około jednej piątej raf ocalałoby, a straty w lądowych ekosystemach naturalnych byłyby o połowę mniejsze.

Zatrzymanie zmian klimatycznych na progu 1,5 st. C oznaczałoby też ocalenie około 2 mln km kw. wiecznej zmarzliny. To ważne, bo jej znikanie może nakręcić spiralę ocieplenia. W zmrożonym gruncie jest bowiem mnóstwo związków węgla, z których część natychmiast przeniosłaby się do atmosfery. „Wieczna zmarzlina to przykład jednego z takich uśpionych sprzężeń zwrotnych, które są w stanie rozregulować system klimatyczny. Każde pół stopnia ocieplenia więcej przekłada się na wyraźny wzrost ryzyka uruchomienia któregoś z tych sprzężeń” – podkreśla Ove Hoegh-Guldberg, profesor Uniwersytetu Quennsland w Brisbane, lider jednej z grup roboczych przygotowujących raport. Według niego bez błyskawicznie podjętej akcji zaradczej za parę dekad znajdziemy się na zupełnie innej planecie, na której wielu ludziom może zabraknąć przestrzeni do życia.

Pole manewru

Czy jednak cel zapisany w porozumieniu paryskim w ogóle jest wykonalny? Czy nie jest już za późno na zatrzymanie ocieplenia klimatu na progu 1,5 st. C? Jeszcze rok temu taki właśnie pogląd przeważał. Nie tylko dlatego, że już wpompowane gazy cieplarniane robią swoje, ale także z tego powodu, że błyskawicznie się kurczy rezerwa węglowa (ang. carbon budget) – ilość gazów cieplarnianych, które można wyemitować, zanim przekroczymy 1,5 st. C. Sama IPCC w swoim wielkim raporcie klimatycznym z 2014 r. prognozowała, że limit ten wyczerpiemy na początku przyszłej dekady. Tak samo twierdzili autorzy wielu prac opublikowanych już po podpisaniu porozumienia w Paryżu. To oznaczało, że pole manewru jest bardzo niewielkie.

Powszechnie uznawano, że bitwa o 1,5 st. C jest już w zasadzie przegrana, co jednak nie oznacza przegrania wojny. Optymistycznie zakładano, że szaniec stracony w połowie stulecia odzyskamy pod jego koniec. Jednak rok temu grupa badaczy z Oksfordu po sporządzeniu nowego bilansu wyliczyła, że rezerwa węglowa jest jednak większa i wystarczy jej na dwie, może nawet trzy dekady. To by oznaczało, że pierwszą linię umocnień da się jednak utrzymać, pod warunkiem że cała ludzkość przystąpi do ich natychmiastowej obrony. Tę radosną opcję IPCC uwzględnił w swoim raporcie, zwracając jednak uwagę, że niepewność szacunków jest znaczna. Inaczej mówiąc – w gruncie rzeczy nie wiemy, czy jest już za późno, czy nie, ale skoro jest szansa na wygraną, nie można się poddawać. To jedno z dwóch głównych przesłań raportu.

Drugie przesłanie: niezależnie od tego, jak chcemy dotrzeć do celu, droga do niego będzie nieprawdopodobnie trudna. Wyobraźmy sobie ten cel, czyli świat za 30 lat, w połowie XXI w. Wszystkie kopalnie węgla na świecie są zamknięte, elektrownie węglowe – też. Cztery piąte energii dostarczają turbiny wiatrowe, panele słoneczne i inne odnawialne źródła energii. Resztę produkują reaktory atomowe oraz nieliczne elektrownie gazowe wychwytujące dwutlenek węgla. Po drogach poruszają się głównie pojazdy elektryczne i wodorowe. Na Ziemi znacznie więcej jest lasów, które wyłapują dwutlenek węgla z powietrza. Ich powierzchnia powiększyła się o kilka milionów kilometrów kwadratowych. To nie koniec. Aby zrównoważyć emisje z mieszkań, samochodów i innych rozproszonych źródeł, wdrożono na masową skalę rozmaite nowatorskie technologie wychwytywania CO2 wprost z powietrza. Tysiące takich instalacji rozstawiono na całym globie.

Rozpoczęto też masową uprawę roślin energetycznych, które spala się w elektrowniach, a powstający dwutlenek węgla wychwytuje w całości i wtłacza pod ziemię. Dzięki tej metodzie (zwanej w skrócie BECCS, od ang. bio-energy with carbon capture and storage) z atmosfery znika co roku kilka miliardów ton węgla. I wszystko to zdołano zrobić w taki sposób, aby pogodzić ochronę klimatu ze zrównoważonym rozwojem oraz zachowaniem bioróżnorodności jego ekosystemów. Pod plantacje roślin energetycznych nie wycięto cennych lasów i nie wyrzucono nawet jednego człowieka z jego ziemi, aby posadzić na niej las. Klimat został uratowany, ale obyło się bez kosztów społecznych – powiększania stref biedy, chorób i wykluczenia. Co najważniejsze, znalazły się pieniądze. Choć były niebagatelne – około biliona dolarów rocznie – już w 2020 r. zdołano namówić rządy i firmy, aby poważnie potraktowały zagrożenie klimatyczne i zainwestowały w szybką transformację naszej cywilizacji. I wszystkim to się opłaciło – światowe PKB wzrosło kilkukrotnie.

Fantazja? W raporcie IPCC nie znajdziemy żadnych wyrażonych wprost ocen wykonalności takiego przedsięwzięcia. Zamiast tego naukowcy skupili się na wyliczeniu „pilnych i dalekosiężnych działań”, które należałoby podjąć, aby sprostać wyzwaniu. Lista zadań przyprawiłaby o zawrót głowy Herkulesa. „Wysiłek byłby ogromny, ale cel jest w naszym zasięgu. Wymaga jednak podjęcia dość szybkich i bardzo odważnych decyzji politycznych” – stwierdził Jim Skea, profesor Imperial College London, współautor raportu. Jaka jest szansa na podjęcie takich decyzji w najbliższym czasie? Być może dowiemy się tego podczas kolejnej konferencji klimatycznej, która odbędzie się w grudniu tego roku, tym razem w Katowicach.

Czas na polityków

Chwilowo jednak słowa rozchodzą się z czynami. Szczytne deklaracje i twarde fakty to dziś dwa różne światy. Emisje dwutlenku węgla osiągnęły w 2017 r. rekordowy poziom, złota era węgla trwa, a podjęte przez poszczególne kraje zobowiązania dotyczące redukcji emisji są w większości mało ambitne. Gdyby miały takie pozostać, wzrost temperatur na Ziemi sięgnąłby 3 st. C pod koniec stulecia. Oddalibyśmy wszystkie szańce.

Z drugiej strony są też dobre wieści. Szybko rośnie rola energetyki odnawialnej, badania nad wychwytywaniem CO2 wprost z powietrza przynoszą pierwsze efekty, a niektóre odważne kraje (m.in. Szwecja i Nowa Zelandia) ogłosiły, że w połowie XXI w. staną się zeroemisyjne.

Wszystko to zmierza we właściwą stronę, rzecz w tym, że bardzo wolno, z prędkością typową dla zwykłej transformacji jednego systemu energetycznego w drugi, co trwa zwykle 50–70 lat. Nie mamy tyle czasu. IPCC twierdzi na przykład, że tempo ekspansji energetyki odnawialnej powinno wzrosnąć siedmiokrotnie do 2030 r., jeśli nie chcemy przekroczyć progu 1,5 st. C. Mimo wszystko przybywa chętnych, by stawić czoła wyzwaniu. Możliwe, że w tę stronę podąży cała Unia Europejska – chce tego co najmniej 14 państw unijnych tworzących koalicję Green Growth Group. W listopadzie tego roku Komisja Europejska ma przedstawić wstępną wersję nowej strategii szybszego redukowania emisji dwutlenku węgla. Pod uwagę weźmie raport IPCC.

Wczytać się w niego powinien również polski rząd, który w przygotowanym przez Ministerstwo Środowiska dokumencie „Polityka ekologiczna państwa 2030” dostrzega wprawdzie rozmaite zagrożenia wynikające ze zmian klimatu (ekstrema pogodowe, deficyt wody, awarie zasilania, zgony wywołane falami gorąca), zarazem jednak nadal stawia na węgiel, ignorując energię wiatrową i słoneczną. Jedno zdanie z raportu powinno nas szczególnie zaniepokoić: „Działania mające na celu radykalne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych stworzą poważne zagrożenie dla rozwoju tych krajów, które dziś są silnie uzależnione od paliw kopalnych; ryzykują one zahamowaniem wzrostu gospodarczego i ucieczką miejsc pracy”. Nauka z tego, że nie jest w naszym interesie nie brać pod uwagę interesu Ziemi.

Polityka 42.2018 (3182) z dnia 16.10.2018; Nauka; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Bliskie spotkanie drugiego stopnia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną