Kataklizm upałów dotknął przede wszystkim południowe i południowo-wschodnie rejony Australii, czyli głównie Nową Południową Walię, ale także w dużej części Queensland, Wiktorię, Australię Południową, a nawet Terytorium Północne. We wtorek 15 stycznia w miasteczku Taracolla w Południowej Australii temperatura w dzień sięgnęła 49 st. C, a w Port August – 48,9 st. Fala upałów jest podobna do tej, która nawiedziła Australię w 2013 r., gdy 7 stycznia tego roku średnia temperatura dzienna wynosiła 40,3 st. Teraz upały trwają dłużej i objęły znacznie większe obszary kontynentu niż sześć lat wcześniej. Na terenach najbardziej rozpalonych temperatury nieco opadły, ale fala przenosi się na zachód. Być może nie będzie tam aż tak dotkliwa jak na południowym wschodzie, ale i tak także tam upały dadzą się we znaki.
Czytaj więcej: Raport na temat zmian klimatycznych: 12 lat do katastrofy
Rekordowe fale upałów – dramat ludzi i zwierząt
Wszyscy cierpią – ludzie i zwierzęta. Do szpitali trafiają setki osób z niewydolnością krążenia i problemami oddechowymi. Płoną lasy. Masowo giną zwierzęta, np. nietoperze, niektóre gatunki ptaków czy ryby w rzekach. Upał powoduje też awarie elektrycznych trakcji przesyłowych, więc w wielu miejscach są problemy z dostawą prądu. Nocą nie jest lepiej, temperatura oczywiście nieco spada, ale np. w mieście Noona w Nowej Południowej Walii jednej z ubiegłotygodniowych nocy temperatura sięgnęła 35,9 st. Władze namawiają obywateli, by nie wychodzili niepotrzebnie z domów i ograniczyli aktywność fizyczną do minimum.