Burze piaskowe, jakie w kwietniu mogliśmy oglądać na zdjęciach i filmach w sieci, nie były efektem nawiewania pyłu znad Sahary, a rezultatem suszy i silnych wiatrów – u nas, w Polsce. W Skierniewicach (woj. łódzkie) skończyła się woda w kranach i popłynie – prawdopodobnie – dopiero gdy znów spadnie deszcz. Musimy się przyzwyczaić, że będzie tak coraz częściej. Polska nie jest krajem szczególnie wilgotnym, a do tego nie gospodarujemy wodą, ziemią i lasami dobrze.
Polska sucha jak Egipt
Zacznijmy od tego, że Polska nie jest krajem zasobnym w wilgoć. Deszczowe niże nadciągają nad nasz kraj najczęściej znad Atlantyku, więc zdążą sporą część deszczu pozostawić nad Francją i Niemcami. Do tego maksimum opadów przypada u nas w porze letniej, a nie wtedy, gdy rośliny tego potrzebują najbardziej, czyli na wiosnę.
Czytaj także: Śnieg spadł na Saharę. Nie pierwszy raz. Czy to coś dziwnego?
Do niedawna jeszcze wiosenne niedobory wody w glebie uzupełniały topniejące śniegi. Ale gdy trafia się zima bezśnieżna lub z niewielką ilością śniegu, można liczyć tylko na deszcz. Gdy nadciągnie słoneczny i suchy układ wyżowy znad Rosji, wiosenną suszę mamy murowaną. Nie było to w Polsce szczególnie rzadkie. Do lat 80. ubiegłego wieku susze nawiedzały nasz kraj średnio co pięć lat.
Od tego czasu globalne ocieplenie sprawiło, że zdarzają się już co drugi rok. Niestety, im cieplej, tym szybciej paruje woda, więc aby wilgotność gleby pozostawała taka sama, deszczu powinno być więcej.