Jeśli nie zachowa się twoje imię, przestajesz istnieć – mówili starożytni Egipcjanie. To znakomicie odnosi się do tych, którzy nie pozostawili po sobie potomków i zostali pochowani w anonimowych grobach – głównie do biedoty i niewolników. Z informacji zgromadzonych w The Trans-Atlantic Slave Trade Databaser między 1514 a 1866 r. do Nowego Świata przypłynęło 12,5 mln Afrykanów. Śladem historycznym po nich są listy załadunkowe statków handlarzy niewolników wraz z informacjami o celu podróży oraz wzmianki w dokumentach prawnych i listach ich właścicieli. Chociażby takich jak ten, który w 1797 r. napisał jamajski plantator trzciny cukrowej William Philip Perrin. Wymienia on w nim imiona, wiek i cenę, jaką zapłacił za 35 mężczyzn, 19 kobiet i 9 dzieci. Wśród nich byli „Dick, 25 lat, świetny murzyn do pracy w polu, 140 funtów; Castile, 45 lat, do kuchni i sprzątania, 60 funtów”.
Drugim źródłem są kości. W 2012 r. na Wyspie Św. Heleny archeolodzy z University of Bristol natrafili na cmentarz ok. 5 tys. osób. Po zniesieniu niewolnictwa w 1833 r. brytyjska marynarka przechwytywała statki nielegalnie uprawiających ten proceder handlarzy i sprowadziła na wyspę 26 tys. Afrykańczyków. Wycieńczeni podróżą, chorobami i trudnymi warunkami życia, masowo umierali. W płytkich grobach, wśród nielicznych osobistych drobiazgów, jak bransoletki, koraliki i wstążki, archeolodzy trafiali czasami na metalowe tabliczki z numerem i imieniem, które pozwoliły na identyfikację szczątków. To jednak zdarza się niezwykle rzadko. Teraz okazuje się, że badania genetyczne mogą pomóc odkryć tożsamość tych osób, po których nie zachowało się ciało.
Kobieta z dymu
Imię Francisa Scotta Keya, prawnika i poety z Maryland, zna w USA każdy. Jest on autorem napisanego w 1814 r.