W późnym średniowieczu rzeczywiście uprawiano w Polsce winorośl i wytwarzano wina. Z kolei od końca XVII do XIX w. trwało ochłodzenie tak znaczne, że rzeki zachodniej Europy zamarzały co zimę. Czasy te nazywano wręcz „małą epoką lodową”. Takie fakty są wodą na młyn dla sceptyków negujących globalne ocieplenie, twierdzących, że klimat cechuje się naturalną zmiennością i takie źródło ma też obecne ocieplenie.
Nie przekonują ich dane, które naukowcy przedstawiają od niemal pół wieku – w ubiegłym tygodniu minęła 40. rocznica konferencji „grupy ad hoc do sprawy dwutlenku węgla i klimatu” w Instytucie Oceanograficznym Woods Hole, która opublikowała tzw. raport Charneya. Był to pierwszy tak rozległy dokument oceniający wpływ tego cieplarnianego gazu na zmiany klimatu. Naukowcy zdobywają coraz nowsze i liczniejsze dowody na to, że od dwustu lat średnia temperatura liczona dla całego globu bezustannie rośnie właśnie za sprawą emisji dwutlenku węgla.
Czytaj także: Polska wysycha. Czy jesteśmy skazani na susze i pustynnienie?
Klimat się zmieniał, ale lokalnie
Najnowsze trzy prace opublikowane w „Nature” oraz „Nature Geoscience” wskazują, że w ciągu ostatnich 2 tys. lat wzrost temperatur nigdy nie był tak szybki ani nie obejmował całego globu. Ocieplenia i ochłodzenia, jeśli już, to zdarzały się lokalnie – donoszą badacze, którzy przeanalizowali ponad 700 różnych źródeł na temat temperatur panujących w przeszłości: od drzew przez osady po rdzenie lodowe.