Nie/prawda, że
Obalamy mity świata (o kosmetykach Anny Lewandowskiej, o kobiecym orgazmie i o pestycydach)
/ złudne zapachy
Anna Lewandowska, promując swoje nowe kosmetyki, posługuje się pseudonaukową nowomową.
Branża kosmetyczna znana jest z marketingowego stosowania trudnych i naukowo brzmiących słów, mających zachęcać do zakupu kremów, olejków i tym podobnych produktów, a przede wszystkim uzasadniać ich wysoką cenę. Anna Lewandowska (żona znanego piłkarza, ale również zawodniczka karate, przedsiębiorczyni, trenerka personalna, dietetyczka i osobowość medialna) postanowiła podążyć tą samą drogą, tyle że z przytupem. Jej nowe produkty, których premierą żył ostatnio polski internet, są nie tylko „naturalne i wege”, ale mają zrewolucjonizować kosmetologię za sprawą... neuronauki. A dokładnie zastosowania bliżej nieokreślonego „innowacyjnego odkrycia brain/skin” wpływającego na umysł. Psychodermatologia to rzetelna dziedzina medycyny badająca powiązania skóry, jako organu immunologicznego, z mózgiem i emocjami. Bardzo jednak wątpliwe, by produkty Lewandowskiej wzbudziły – w przeciwieństwie do portali internetowych – zainteresowanie naukowców. W kosmetykach celebrytki nie zabrakło również pseudonauki w czystej postaci, m.in. tajemniczych „adaptogenów”, którymi jednak nie są żadne cudowne składniki, lecz m.in. żeń-szeń, bazylia czy korzeń lukrecji. Nie mniej ciekawe są fermenty (!) pięciu minerałów oraz „bioaktywna woda” (z zielonej mandarynki). W 2017 r. Anna Lewandowska zajęła drugie miejsce w konkursie na Biologiczną Bzdurę Roku m.in. za przekonywanie, że smalec z gęsi jest „bogactwem białka”, a masło klarowane obniża cholesterol. Być może teraz uda jej się powtórzyć tamten sukces.
***
/ rozkosz królika
Dlaczego u kobiet wyewoluował orgazm?