Wiedza na temat HIV i AIDS zamiast wzrastać, od kilku lat się w Polsce kurczy. Dlatego takie okazje jak dzisiejsza, kiedy 1 grudnia obchodzony jest Światowy Dzień Walki z AIDS, powinny uświadamiać, ile zła wyrządzamy osobom zakażonym, traktując je jak trędowate, i jednocześnie – ile zła czynimy sobie, bagatelizując zagrożenie.
Paradoks? Tylko z pozoru. Dyskryminacja osób zakażonych HIV, które regularnie i skutecznie się leczą, jest zupełnie nieuzasadniona, ponieważ nie stwarzają one dla nikogo żadnego zagrożenia. Współczesna terapia wyklucza takie ryzyko nawet podczas niezabezpieczonych kontaktów seksualnych. Ale sam wirus i AIDS są wciąż niebezpieczne. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mają pojęcia, jak się przed nim chronić albo nie zdają sobie sprawy, że są zakażeni. To wciąż całkiem spora część naszego społeczeństwa.
Czytaj także: Drugi pacjent na świecie został wyleczony z HIV. Czy będą kolejni?
Strategia 90-90-90 może się w Polsce nie udać
Podczas Światowego Dnia Walki z AIDS w co najmniej kilku miastach Polski rozbłysną na czerwono wiadukty i budynki, na fasadach pojawią się czerwone wstążki. Są one od 1988 r. symbolem upamiętniającym ofiary tej epidemii, a dziś – kiedy życie z HIV dzięki lekom nie prowadzi już do nieuchronnej śmierci – przypominają, jakie zagrożenie może się z tym wirusem łączyć.
Minione 31 lat to pod wieloma względami epoka wielkich zwycięstw medycyny w rozbrajaniu tego zarazka. Szczepionki przeciwko HIV nie ma i być może nigdy nie będzie, ale dzięki samej farmakologii (jak w wielu innych chorobach przewlekłych) można już skutecznie przejąć kontrolę nad tym wrogiem i pohamować jego niszczycielskie zapędy.