W 1979 r. opublikowałem w piśmie „Student” felieton „Jak zatrudnić Platona?”. Był swoistą satyrą na rozmaite biurokratyczne regulacje dotyczące zatrudniania naukowców na Uniwersytecie Jagiellońskim w owym czasie. Konkluzją było zaś stwierdzenie, że Platon nie znalazłby uznania u ówczesnego prorektora UJ ds. ogólnych, gdyż nie wiadomo, czy skończył studia akademickie. Sokrates, jego nauczyciel, był de facto ulicznym włóczęgą prowadzącym nieformalne rozmowy z przygodnymi słuchaczami, a dorobek Platona składa się z utworów bardziej literackich niż naukowych.
Od tego czasu formalne kryteria oceny naukowców stały się wysublimowane – głównie dzięki ciotce bibliometrii, tj. „wysubtelnionych” technikom mierzenia jakości dorobku naukowego. Zobaczmy, jak być może wyglądałaby sprawa parametrycznej i eksperckiej oceny pana Platona.
Czytaj także: Ewangelia według Platona
Teologia, nowa dyscyplina naukowa
Oto postanowiono założyć w Polsce Narodowy Polski Uniwersytet Badawczy i zbudować go od podstaw. Sprawę nagłośniono na świecie, chcąc pozyskać wybitnych uczonych. W szczególności rozpisano konkursy na stanowiska profesorskie we wszystkich dziedzinach wiedzy, włącznie z teologią i prawem kanonicznym, reklamując w ten sposób modelowe (jedyne w świecie) rozwiązanie polegające na uznaniu teologii za dziedzinę nauki na równi z naukami przyrodniczymi, humanistycznymi i społecznymi, a prawa kanonicznego za dyscyplinę analogiczną do fizyki, historii czy socjologii.
Jak zapewnił pan minister, ten fragment modelu narodowej nauki został wygenerowany przez