Trudne nazwy związków chemicznych zawartych w lekarstwach są dla pacjentów przekleństwem, bo nie potrafią ich płynnie wymówić, a co dopiero zapamiętać. Skomplikowaną terminologię zastąpiono więc marketingowymi sztuczkami, a wytwórcy prześcigają się w wymyślaniu chwytliwych skrótów lub skojarzeń, takich jak Gripex czy Stoperan.
Nonszalancja w nazewnictwie farmaceutyków i suplementów diety jest tylko jedną z przyczyn znacznie poważniejszego problemu, któremu na imię polipragmazja. Też niełatwy do zapamiętania wyraz, a oznacza spore problemy. Narodowy Fundusz Zdrowia właśnie rozpoczyna akcję, by im przeciwdziałać. Lekarze i farmaceuci obiecują przyjść z pomocą.
Czytaj także: Polacy wydają rekordowe sumy na suplementy
Co trzeci Polak zażywa pięć tabletek dziennie
Polipragmazja polega na jednoczesnym przyjmowaniu wielu farmaceutyków i preparatów dostępnych bez recept, które mogą między sobą wchodzić w niekorzystne interakcje. – Czy leki leczą? – pyta retorycznie prof. Przemysław Kardas, kierujący Zakładem Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. – Tak! Ale więcej nie oznacza, że leczą lepiej.
NFZ na podstawie danych z dokumentów realizacji recept ustalił, że prawie 34 proc. Polaków przyjmuje co najmniej pięć leków. Zwłaszcza są to osoby powyżej 65. roku życia. – 4,5 mln ludzi w okresie sześciu miesięcy wykupiło recepty na pięć lub więcej substancji czynnych – mówi prezes NFZ Adam Niedzielski. – 2,9 mln z nich miało 65 lat i więcej. I w tej grupie aż 554 tys. przyjmowało co najmniej pięć różnych substancji regularnie przez co najmniej pół roku, a 380 tys. przez co najmniej rok.
Ograniczeniem analizy jest fakt, że Fundusz przetwarza jedynie dane dotyczące refundowanych leków na receptę. – Tymczasem wielolekowość obejmuje również leki wydawane bez recept i jakże w Polsce popularne suplementy diety – podkreśla prof. Kardas. One również wchodzą w interakcje, a niestety wielu pacjentów nawet nie mówi lekarzom, jakie witaminy, minerały lub środki odżywcze kupuje na co dzień. Kilka milionów Polaków leczy się np. na nadciśnienie, ale przyjmują też suplementy z magnezem, potasem i wapniem. Ich reklamy nie mówią jednak nic o tym, że niektóre leki przeciwnadciśnieniowe gromadzą potas, więc nie jest wskazane dodawanie go jeszcze z suplementów.
– Widzimy w aptekach, że ci sami pacjenci przynoszą recepty na podobne lub wykluczające się leki od różnych lekarzy, bo nie informują ich o tym, że zasięgają porady u kilku – zauważa Elżbieta Piotrowska-Rutkowska, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Wprowadzenie elektronicznych recept nie dało farmaceutom prawa wglądu we wszystkie leki, które w ostatnim czasie wykupił pacjent stojący przy okienku – mógłby to sprawdzić po uzyskaniu zgody na wejście do Internetowego Konta Pacjenta. Ewentualne wyłapanie przez fachowca ryzyka interakcji między lekami znoszonymi w siatkach do domu jest więc praktycznie niemożliwe. Co nie znaczy, że wzmożona czujność nie byłaby potrzebna.
Przyznaj się lekarzowi, co łykasz na własną rękę
I właśnie o podniesienie świadomości apeluje NFZ, który przygotował dla pacjentów dość obfite materiały informacyjne (do pobrania tutaj). A w każdy marcowy czwartek w siedzibach oddziałów wojewódzkich NFZ będą dyżurowali farmaceuci, gotowi odpowiadać na pytania związane z wieloma pułapkami polipragmazji.
Ale bez pomocy lekarzy i aptekarzy trudno będzie trafić do rozsądku pacjentów, którzy po prostu lubią się leczyć – czy to na podstawie wyrywkowych informacji podawanych w reklamach, czy kompletując w domu zupełnie niepotrzebny zestaw leków. Obszerny raport o polipragmazji zawieszony na stronach NFZ oraz towarzysząca mu akcja edukacyjna zostały wsparte przez Naczelną Izbę Lekarską oraz Naczelną Izbę Aptekarską, ale czy szybko przyniesie to oczekiwany efekt?
Niekontrolowane oddziaływanie farmakologii na zdrowie, zwłaszcza starszych ludzi, wymaga uświadamiania stałego, a nie akcyjnego – jeśli Ministerstwo Zdrowia tak potulnie przystało na przekazanie 1,95 mld zł dla publicznej telewizji na „programy misyjne”, to niechże przekona teraz prezesa Kurskiego, aby za ułamek tej kwoty emitował w najlepszym czasie antenowym spoty edukacyjne na temat szkodliwości polipragmazji.
Oczywiście w każdym gabinecie i w każdej aptece lekarze i farmaceuci powinni wypytywać chorych, czy zlecane lub sprzedawane im leki są jedynymi, jakie będą przyjmować – ale nie zawsze jest na to czas, a przede wszystkim niekoniecznie pacjent będzie chciał otwarcie się do tego przyznać. Jakże często chory wychodzi z gabinetu z plikiem recept, ale lekarz nie był zainteresowany tym, jakie witaminy, minerały czy inne specyfiki kupione w aptece czy sklepie spożywczym równocześnie zamierza przyjmować w domu. Warto więc pamiętać o znaczeniu rozmów w aptekach, choćby przy okazji sprzedaży z pozoru łagodnie działających leków OTC. Zwłaszcza jeśli pacjenci nie mają świadomości, jak bardzo sobie nieraz szkodzą.
Zapytaj farmaceutę, z czym nie mieszać
Prawdopodobieństwo wystąpienia groźnych interakcji między lekami, suplementami i ziołami rośnie wraz z liczbą przyjmowanych medykamentów. Okazuje się ze wspomnianego raportu NFZ, że w największym niebezpieczeństwie są pacjenci chorujący przewlekle: ze wspomnianym nadciśnieniem, cukrzycą, hiperlipidemią oraz przyjmujący leki osłaniające śluzówkę żołądka. – Nie chodzi o to, aby samodzielnie teraz odstawiać zlecone preparaty, ale by samodzielnie niczego do tego zestawu nie dodawać – apeluje dr Artur Drobniak z Naczelnej Rady Lekarskiej.
Tak naprawdę kardiolog przeważnie zna się tylko na lekach kardiologicznych, okulista – na okulistycznych, a dermatolog – na dermatologicznych, ale zgodnie z obowiązującym prawem każdy lekarz (nie wyłączając stomatologów ani weterynarzy) może przepisać choremu wszystkie dostępne na rynku preparaty, choć pojęcie o nich ma niewielkie i nie zdaje sobie sprawy, jakie niosą zagrożenia. Pacjent przychodzi do apteki z plikiem recept i albo szczęśliwie trafi na drobiazgowego farmaceutę, który pouczy go, czego z czym nie łączyć, albo dokupi jeszcze trzy opakowania identycznie działających środków przeciwbólowych.
Zresztą nie musi się w nie zaopatrywać w aptece – w każdym sklepie osiedlowym, na stacji benzynowej lub przy okienku pocztowym tego typu farmaceutyki są powszechnie dostępne. Tam nikt mu nie doradzi, by zdecydował się na jeden paracetamol zamiast pięciu innych leków zawierających tę samą substancję ukrytą pod różnymi nazwami handlowymi. Albo kupi na bóle stawów jednocześnie Naproxen i Aleve, a mało który aptekarz uświadomi go, że oba – tak różne z nazwy – zawierają identyczne składniki! Tymczasem jednoczesne zażywanie nawet tylko dwóch leków zwiększa ryzyko pojawienia się interakcji między nimi o 13 proc., przy trzech ryzyko rośnie do 34 proc., a przy pięciu – aż do 88 proc.!
W ostatnim Poradniku Psychologicznym Polityki „Ja My Oni”, poświęconym rozmaitym nałogom, opublikowałem artykuł o lekomanii („Leki na tamtą stronę”), który dobrze się wpisuje w marcową akcję NFZ mającą na celu podnieść bezpieczeństwo farmakoterapii. W dostępnym na rynku poradniku „Żyjmy lepiej”, poświęconym chorobom kręgosłupa, również można znaleźć przewodnik na temat rozsądnego leczenia przeciwbólowego („Ulga kupiona w aptece”). Wszystko po to, by jak najwięcej osób przekonać do zwracania większej uwagi na przyjmowane medykamenty i ograniczyć ich liczbę, jeśli są niepotrzebne. Pamiętaj: moda na obfite dokarmianie się farmaceutykami może przysporzyć wielu komplikacji, bo wraz z rosnącą liczbą połykanych pigułek zdrowia wcale nie przybywa.