Tekstem Edwina Bendyka otwieramy na internetowych stronach tygodnika „Polityka” cykl artykułów o przyszłości świata po pandemii. Co się zmieni, gdy (jeśli) poradzimy sobie z wirusem i skończy się globalna kwarantanna?
Mało kto chyba wątpi, że jest powrót do wcześniejszego świata. Równie jednak niewiele osób jest w stanie wyjść wyobraźnią poza dotychczasowe ramy codziennego życia, nagle przerwanego mrożeniem społeczeństwa i gospodarki.
Czytaj też: Prof. Daniel Ziblatt o dylematach, jakie przyniosła nam pandemia
Osiągnęliśmy granice wzrostu?
Nie ma powrotu do normalnego życia sprzed, bo świat przynajmniej od 2008 r., a zdaniem wielu analityków już nawet od lat 70. XX w., żył w stanie permanentnego kryzysu. Jego zapowiedzią były takie opracowania jak Raport dla Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu” z 1972 r., prace ekonomistów, badaczy społecznych Nicholasa Georgescu-Roegena, Howarda Oduma, Hermana Daly′ego, André Gorza.
Wynikało z nich jasno, że do rachunku gospodarczego trzeba włączyć koszty środowiskowe i ograniczenia wynikające z praw termodynamiki. Tak zmieniony rachunek pokazywał już przed pół wiekiem, że model rozwoju oparty na wzroście PKB napędzanym wzrostem konsumpcji jest nie do utrzymania.
Czytaj też: Wszyscy żyjemy teraz zdalnie
Innowacyjność pokona wszelkie bariery?
Ekonomiści ze szkoły neoklasycznej nie zgadzali się z takim dictum, dowodząc przy pomocy swoich modeli, że nie istnieją bariery dla wzrostu i może on przyspieszać, napędzany zasobem wyjątkowym i ostatecznym: ludzką innowacyjnością.