Czy już mamy depresję? Nad odpowiedzią na to pytanie nie przestają głowić się ekonomiści, analizujący wskaźniki gospodarcze. Jednym wychodzi, że powtórka z Wielkiego Kryzysu nam nie grozi, innym – że to początek długiej recesji i znaleźliśmy się w największej zapaści od lat.
Te rynkowe zawirowania mają też przełożenie na ochronę zdrowia (gdy gospodarka się kurczy, spadają nakłady na leczenie), ale również na stan psychiczny pacjentów. Dlatego psychiatrzy w odróżnieniu od ekonomistów nie mają wątpliwości: depresja w czasach epidemii atakuje ze zdwojoną siłą, a wielu ludzi dopada lęk, z którym nie wiedzą, jak sobie poradzić.
Czytaj też: Wszyscy czujemy lęk. Jak się odnaleźć w tej pandemii?
Cierpimy w domach, co fałszuje statystykę
Prof. Piotr Gałecki, krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii, przytoczył podczas środowej konferencji w Polskiej Agencji Prasowej (poświęconej właśnie pandemii lęku w dobie Covid-19) dane wskazujące na to, że i bez koronawirusa aż 4–6 proc. populacji cierpiało do tej pory na rozmaite uogólnione stany lękowe. – Każda ze specyficznych fobii, jak agorafobia lub fobia społeczna, występuje z częstotliwością 1 proc. – dodał. – Zaś ataki paniki związane z lękiem napadowym pojawiają się u 2 proc. populacji.
Eksperci nie mają więc wątpliwości, że gdy za rok ktoś będzie porównywał te dane z najświeższymi szacunkami, na które już odciśnie swoje piętno obecna sytuacja, powinien zauważyć wzrost wskaźników depresji, uogólnionego lęku, a może i samobójstw.