Tegoroczne Nagrody Nobla zaskoczyły. Nie samą zasadnością wyboru laureatów z medycyny, fizyki czy chemii, ale zrozumiałością tego, co zostało uhonorowane przez Królewską Szwedzką Akademię Nauk i Instytut Karolinska (uniwersytet medyczny). Nierzadko bowiem pojawiał się problem z przetłumaczeniem na popularny język, na czym polega istota nagrodzonego odkrycia i czy ma jakieś praktyczne zastosowania. A niektóre osiągnięcia wyróżnione Noblem brzmiały wręcz ezoterycznie. W tym roku stało się jednak inaczej, nawet w przypadku fizyki, bo któż nie słyszał o czarnych dziurach w kosmosie…
Nobel a sprawa polska
Zaczęło się w poniedziałek, 5 października, kiedy komitet noblowski Instytutu Karolinska ogłosił swój werdykt. Szczególna, pandemiczna otoczka przyznawania Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny sugerowała docenienie badań nad którąś z chorób zakaźnych. I tak też się stało. Wielkim wyróżnieniem podzielą się naukowcy zajmujący się wirusologią, czyli trzech odkrywców wirusa C zapalenia wątroby: Amerykanie: Harvey J. Alter i Charles M. Rice oraz Brytyjczyk Michael Houghton.
Prace trójki tegorocznych noblistów umożliwiły stworzenie dość prostych testów wykrywających WZW C we krwi (np. u honorowych dawców), dzięki czemu wyeliminowano podawanie jej innym pacjentom, co zdarzało się niemal na co dzień jeszcze w latach 80. i na początku lat 90. XX w. Bez przełomowego odkrycia wirusa C zapalenia wątroby nie rozpoczęłyby się także zaawansowane prace nad nowymi terapiami. Na te najskuteczniejsze trzeba było czekać w Polsce aż do 2015 r., ale sukces osiągnięto ogromny – dzięki obecnym metodom terapeutycznym epidemia WZW C może być w ciągu najbliższych lat skutecznie opanowana (